Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


sobota, 19 grudnia 2015

Dylematy moralne świata Pokemonów...

Dylematy moralne są jednym z bardziej lubianych przez Mistrzów Gry motywów. W sumie nie ma się co dziwić bo to łatwy sposób na wzbudzenie w graczach emocji. Dobrze zaprojektowane lochy często zaszczyci się jedynie wzruszeniem ramion i stwierdzeniem, że "w sumie to ok"... Intrygę zmuszającą postaci graczy do lawirowania między odcieniami szarości? Ło panie... Gracze stawiają czoła magnatom, którzy zawarli pakt ze Slaaneshem pozwalając by cała ich prowincja stoczyła się w odmęty szaleństwa i Chaosu? Śmierć im! Małżeństwo zawarło ten pakt pragnąc potomka, a tam gdzie dziewięć lat modłów do Sigmara zawiodło, Slaanesh załatwił sprawę od ręki w dziewięć miesięcy? W kołysce leży niewinne kwilące dziecię będące kartą przetargową w polityce regionu nie noszące co prawda skaz Chaosu lecz spłodzone w wyniku plugawego rytuału? Quentina mu! Niech poprowadzi na Pucharze Mistrza Mistrzów!

Przygotowuję się ostatnio do prowadzenia krótkiej kampanii w systemie Pokemon Tabletop United 1.05. Oprócz studiowania cegły z zasadami, która liczy z lekka ponad 500 stron, przesłuchuję nagrania z sesji na YouTube. Podręcznik zachęca do tego, by nie silić się na emulowanie gry na gameboya kropka w kropkę (co zresztą byłoby trudne do zrealizowania na jakby nie patrzeć - tryb multiplayer), lecz stworzyć własną kampanię w świecie Pokemonów - tak by sesja RPG nie była zżyną z filmów, anime, gier czy mangi - lecz osobnym medium. Mistrz Gry ma całą masę narzędzi i szerokie pole do popisu przy tworzeniu własnego świata i własnych zasad. Jak zatem należało się spodziewać, choćby z wyżej wymienionych powodów, pojawiają się w tych sesjach wątki gdzie graczy stawia się przed nie do końca czarno-białą sytuacją.

W świetnej kampanii Mittierima, której akcja toczy się piętnaście lat przed grami Pokemon Yellow/Red/Green/Blue i znanego z polskiej telewizji serialu animowanego o przygodach Asha, gracze udaremniają kradzież Pokemonów z Centrum Pokemon. Prowadząc śledztwo trafiają na kryjówkę Zespołu "R", gdzie szefowa lokalnej komórki strofuje gamoni odpowiedzialnych za porażkę tej operacji. Formuje nowy plan - Zespół ma ukraść Pokemony z PokeTech (Technikum Pokemon - odsyłam do dziewiątego odcinka anime "Szkoła twardych ciosów"), ale w tej szkole uczy się jej córka i jeśli głos jej z głowy spadnie... Szefowa boi się kolejnej porażki bo wtedy najprawdopodobniej grozi jej relokacja. Gracze wyzywają ją na pojedynek ustalając stawkę - jeśli przegrają oddadzą swoje pokemony, jeśli wygrają Zespół "R" zostawi szkołę w spokoju i uwolni skradzione Pokemony. Na kolejnej sesji trafiają do tej szkoły. Wśród uczniów rzuca im się w oczy dziewczynka o czerwonych włosach, wyglądająca nieco jak mniejsza kopia szefowej Zespołu. Prowadzący w opisie podkreślał, że ma na sobie mundurek, lekko potargany, ewidentnie z drugiej ręki i niedopasowany. Towarzyszył jej niebieskowłosy chłopiec imieniem James...

W kampanii Vercinixa gracze śledzili Zigzagoona, który ukradł pani profesor PokeBalle. Graczka bardzo chciała go złapać, ale na całe nieszczęście waląc go z pięści "wyturlała krytyka". Z nieprzytomnym Pokemonem w ramionach biegła co prędzej do Centrum Pokemon. Przez chwilę rozważała złapanie go zaraz po tym jak zostanie mu udzielona pomoc medyczna. MG zwrócił uwagę, że nie jest to mile widziane i może wzbudzić gniew siostry Joy... Pragnienie posiadania rzadkiego Pokemona zderzyło się z normami społecznymi.

Z kolei na sesji Rocking Gecko Productions pojawia się wątek porzuconego Pokemona Lillipup, którego właścicielem okazuje się być wredny dzieciak znęcający się nad kolegami w szkole i dobierający swoje pokemony na zasadzie - "jeśli jest za słaby by wygrywać nie ma dla niego miejsca w drużynie". Z drugiej strony spotykają miłego dzieciaka, który rzeczywiście przejął się losem porzuconego zwierzaka. Zwrócić go prawowitemu właścicielowi, czy może zostawić z kimś kto o niego lepiej zadba? Nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił w momencie w którym Lillipup pod wodzą swojego nowego trenera spuścił łomot Pokemonom dawnego właściciela...

Jeśli interesowałby Was RPG w klimatach Pokemonów to zachęcam do zapoznania się z tymi nagraniami. Tak czy inaczej pokazuje to jak szerokie jest pole manewru. Z jednej strony można postawić osoby jednoznacznie złe, reprezentujące sobą kryminalną organizację, dobrze znane z innych produkcji osadzonych w uniwersum - i gracze nie będą mieli co do ich charakteru wątpliwości, aż nie dowiedzą się, że w rzeczywistości osoba ta troszczy się o swoje dziecko i robi co może by zapłacić czesne pozostając jednocześnie w miarę blisko. Z innej natomiast sytuacje w których gracze nie widzą nic jednoznacznie złego czy dobrego, dopóki MG odgrywając ich sumienia nie zwróci uwagi na niewłaściwość zachowania bohaterów w świetle stworzonych przez niego zasad. Co więcej - kwestia zwrócenia Pokemona właścicielowi pojawia się najczęściej... Powody, dla których zostali rozdzieleni, różnią się diametralnie.


.

środa, 2 grudnia 2015

Mam znajomości w półświatku...

Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać. Żyć – to myśleć.
Marek Tulliusz Cyceron (106 r. p.n.e. - 43 r.  p.n.e.)
Każdy MG popełnia błędy. Niezależnie od stażu, ilości rozegranych sesji, ilości opanowanych systemów - prędzej czy później strzeli jakąś gafę. Sesja nie jest rozgrywana "z kartki", według skryptu, zgodnie z wcześniej ustalonym algorytmem. Przy niezliczonej ilości kombinacji wątków, graczy, settingów i mechanik nie da się uniknąć potknięć. Nikt nie napisze poradnika "uważajcie na ten moment". Kombinacji jest zbyt wiele. Ważne, żeby wyciągać wnioski...

Pamiętam jak dwa lata temu prowadziłem sesję Neuroshimy. Jedna z postaci pochodziła z Nowego Jorku w dodatku biorąc pod uwagę jej profesję (Spec) i cechy, oczywistym było, że studiowała na uniwersytecie. Gracz zresztą sam to zaznaczał w historii postaci. Co więcej spec miał znajomego - totalnie zblazowanego wiecznego studenta imieniem Świstak. I nie mam tu na myśli wydumanego kumpla w historii postaci, gdzieś w piątej linijce trzeciego akapitu na czwartej stronie kilkudziesięciostronicowej historii postaci. O nie! Legalnie zakupionego za punkty w czasie tworzenia postaci zgodnie z mechaniką Neuroshimy. Innymi słowy gracz coś poświęcił, żeby stworzyć sobie kumpla-ćpuna z akademika. Kiedy jednak przy okazji wizyty w mieście chciał go odwiedzić i wypytać zaufane źródło o pewne plotki - pozbawiłem go tej możliwości. NPCa tam nie było, zastąpiłem go innym zblazowanym studenciakiem, który był identyczny jak ten stworzony przez kolegę, tyle że różnił się imieniem. Zamiast całować gracza po rękach, że dał mi tak świetny pretekst do przekazania kilku ważnych z punktu widzenia scenariusza informacji, okradłem go z przysługujących mu jak psu zupa profitów wykupionych uprzednio za mechaniczne punkty bo bałem się utracić kontrolę nad tym małym wycinkiem fikcyjnej rzeczywistości.

Jak mawiają nasi przyjaciele zza wielkiej wody - kutasowy ruch.

Kilka dni temu prowadziłem sesję. Wydawało mi się, że przedstawiłem koncepcję świata klarownie i przejrzyście. Pozostali gracze przyjęli ją bez zgrzytów. Wcielali się w elitarne jednostki wojskowego oddziału do zadań specjalnych w społeczeństwie, w którym honor jest wszystkim a utrata twarzy i dobrego imienia jest losem gorszym niż śmierć. Najlepszych spośród najlepszych. Kaganek oświaty. Ostatnią deskę ratunku i pierwszą linię obrony. Latarnię przyświecającą współczesnej cywilizacji...

Jeden z graczy zapytany o przeszłość swojej postaci stwierdził że imał się różnych prac dorywczych. Nie zwróciłem na to większej uwagi, choć coś mi nie pasowało. Elitarny oddział - a gościu twierdzi, że zanim go zwerbowano dorabiał na umowach śmieciówkach... Mniejsza z tym. Sesja się toczy. Popełniono przestępstwo zagrażające całemu miastu - taki akt sabotażu zapasów żywności i żelaznych racji przyjmijmy dla uproszczenia. I wtedy gracz wyskakuje z tekstem, że z czasów jak dorabiał - nie wszystkie roboty były do końca krystalicznie uczciwe, więc ma kilku znajomych w półświatku, których weźmie na spytki.

Jak powiedział tak uczynił. Nie byłem zachwycony. Szczerze mówiąc każda komórka mojego jestestwa podniosła protest. Po pierwsze jeszcze pięć minut wcześniej nawet nie zastanawiałem się nad tym, czy w tym świecie występuje drobna przestępczość (z pominięciem ataku terrorystycznego na zapasy żywności - ale jego raczej nie zaliczałem do drobnej przestępczości tylko do perwersyjnego działania, które miało zakończyć się tym, że gracze rozszarpią winnych na strzępy). Po drugie - wspominałem jak powszechnie szanowaną grupą społeczną są postacie graczy i jak stawiane są za wzór cnót w danych realiach. Po trzecie - zdemaskowanie postaci gracza mogłoby się skończyć plamą na honorze, co kompletnie zaburza koncepcję świata i nie wiem czy byłaby możliwa dalsza gra tą postacią. Z drugiej strony wciąż miałem w pamięci tamto Neuroshimowe fiasko i nie chcąc zaborczo strzec kontroli nad światem nie przeszkodziłem graczowi w realizacji pomysłów jego postaci. Poszedł w cywilu zadać kilka pytań pewnemu szemranemu typowi. Zarządziłem test i mechanika wykazała "sukces, ale z pomniejszym kosztem" - uznałem, że uzyska wymagane informacje, ale jego "kolega" zostanie zauważony, rozpoznany i zgarnięty przez przypadkowy patrol policji.

W tym momencie gracz wykazał się nie tylko nieznajomością realiów (które przecież wytłumaczyłem na początku sesji) ale też i mechaniki. Chciał przeszkodzić policji, czyli de facto anulować koszt odniesionego sukcesu. Zaczęły się przepychanki z policją. Wylądował w areszcie. Na chwilę obecną nie wiem czy ta postać jest jeszcze grywalna.

Nie tak dawno w notce poświęconej ogłoszeniom rekrutacyjnym podkreślałem jak ważne jest upewnienie się, że na pewno wszyscy gracze wiedzą w co grają. Tym razem nie w tym tkwił sęk. Gracz na siłę starał się być "oryginalny" a ja nie sprostowałem jego skrzywionej wizji tego jak kreowana przez niego postać pasuje do realiów. Ale także i w tym nie tkwi sęk...

Popełniamy błędy kiedy gramy i kiedy prowadzimy. Czasami nawet robi się nam głupio, gdy sobie je przypomnimy. Na błędach trzeba się uczyć, by nie trwać w uporze głupców. Trzeba tylko uważać, by nie przegiąć w drugą stronę...


.