Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


poniedziałek, 20 listopada 2017

MegaCity Blues - przywitaj się z moją grzmiącą pałą...

W ostatnim wpisie na temat mojej kampanii cyberpunkowego sandboxa obiecywałem rychłe i niechybne wyjawienie sekretów i machinacji "zza zasłonki", które w bliższej lub dalszej perspektywie będą miały ogromne znaczenie dla rozwoju akcji. Okazuje się, że mocno się przeliczyłem - gracze wykonali gwałtowny zwrot porzucając korporacyjne intrygi i zajęli się... kupowaniem konserw i przerabianiem drobnych lichwiarzy na sito. Nieświadomie doprowadziłem do cliffhangera, bo z przyczyn osobistych musiałem zawiesić sesje do stycznia.
 
Przyjęło się już, że poczynania drużyny śledzimy głównie oczyma Futu. Mimo, że zachęcam wszystkich do udziału, to nastąpił swego rodzaju podział ról - Furious zajął się dopieszczaniem wiki naszej kampanii, a Exozone... Nie wiem co on w zasadzie robi. Chyba głównie śmieszkuje.
   
Dramatis Personae:
BG:
Ustri "Licho" - Futu wcieliła się w kobietę wyzwoloną... od długów.
Kassius Steen - Exozone zagrał byłym żołnierzem korporacji gastronomicznej dzielnie broniącym tytułu rekordzisty w konkurencji rzutu kobietą z dzieckiem w dal...
Nolan Kingston - Furiousman zagrał hackerem, który (wciąż) snuje sny o wielkości i bogactwie próbując znaleźć błąd w kodzie swojego programu...
   
BN:
Brian Thomson - absztyfikant Ustri, z wyglądu niski acz muskularny mężczyzna o siwiejących blond włosach...
John Click - były lichwiarz, z wyglądu krwista papka...
Clyde Minton - były zakapior Clicka (ten mądrzejszy), z wyglądu mokra plama...
Victor DeShuel'etes - były zakapior Clicka (ten silniejszy), z wyglądu karmazynowa miazga...
Terry E. King - umięśniony latynos o dużych oczach, prowadzi knajpkę w swoim mieszkanku...
   


   
Drodzy czytelnicy magazynu „Kanał”,
żyjemy w ciekawych czasach, ale nadchodzą jeszcze ciekawsze. Ceny żywności z dnia na dzień osiągają nowy pułap. Ta metropolia popada w chorobę, która niedługo zbierze swoje żniwo. Podwyżki kosztów żywności są bardzo odczuwalne i przejawiają się na każdej płaszczyźnie miejskiego życia.
     
Posiedzenie z działem projektantów w firmie LUCYA skończyło się. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy tylko zostaliśmy sami. Nadal jednak znajdowaliśmy się w świecie zupełnie obcym i wrogim. Nie pasowaliśmy tam. Nasz wygląd był wystarczającym powodem ostracyzmu i niechęci wśród pracowników.
   
Obecność tam była jednak umotywowana wolą zapewnienia sobie bytu, szczególnie, że przyszłość z dnia na dzień malowała się w odcieniach czerni. Nasze kolejne działania z resztą dokładnie obrazują jak silna jest nasza chęć przetrwania.
   
Po spotkaniu postanowiłam w pewien sposób podziękować Brianowi za możliwość wystąpienia przed działem projektantów i umówiłam się z nim po jego pracy. Kassius i Nolan natomiast wyrazili chęć zrobienia zakupów w sklepie militarnym, więc się rozdzieliliśmy.
 
Zakupy chłopaków przebiegły dość pomyślnie, ponieważ wyszli ze sklepu z czterema granatami, płachtą maskującą i kamizelką kuloodporną. Niestety – ceny zabawek dla prawdziwych mężczyzn ponad stokrotnie przekraczały nasze fundusze. CKM pozostaje na razie w sferze naszych marzeń.
 
W tym czasie Brian zabrał mnie dość popularnego pubu „Dub Culture”. Przed budynkiem stał spory ogonek ludzi, ale dzięki „przyjacielskiemu” uściskowi dłoni z ochroniarzami, którzy swoją drogą byli mocno podrasowani, udało nam się wejść od razu. Zazdrosne spojrzenia ludzi z kolejki odprowadziły nas do wejścia. W środku zwróciłam uwagę na nietypowe graffiti na ścianie, które dosłownie mignęło mi przed oczami. Kolejnym moim spostrzeżeniem było to, że na stolikach zabrakło orzeszków do piwa, a w moim martini imitacją oliwki była kostka lodu. Czas spędziliśmy bardzo miło, głównie na rozmowach. Udało mi się nawet dowiedzieć, że Brian posiada zniżkę pracowniczą na zakup militariów i chętnie mi jej użyczy. Do domu wróciłam dopiero w nocy.
   
Zmieniając temat, to pamiętacie Johna Clicka? Tak, to ten od długu. Decyzja o doposażeniu się w sklepie z bronią nie była przypadkowa. Było oczywistym, że nie zamierzamy oddawać tych pieniędzy, więc rozwiązanie problemu wydawało się tylko jedno – wysłanie tego nędznego lichwiarza na tamten świat. To jednak wymagało solidnego przygotowania się, ponieważ nie mieliśmy pojęcia, z kim tak naprawdę mamy do czynienia.
   
Jeszcze tego dnia Kassius udał się do kierownika budowy prac remontowych centrum rozrywki, żeby zawrzeć układ, który miał zapewnić możliwość przebywania na terenie budowy, co dawało dobrą widoczność na okolicę naszego zamieszkania. Nadzorujący zażądał w zamian trzech konserw, które pozwolą mu wykarmić rodzinę. Na szczęście Steen kojarzył miejsce, w którym jeszcze można było dość tanio kupić puszki z mięsem. W sklepie okazało się, że jest ich dość sporo i tak oto w naszym domu znalazło się ponad osiemdziesiąt kilogramowych opakowań z papką imitującą mięso. Przynajmniej nie umrzemy z głodu.
   
W międzyczasie Nolan próbował nawiązać współpracę z gangiem Klaunów Kanibali w celu uzyskania pomocy w zwalczeniu Clicka. Niestety nie uzyskaliśmy pozytywnego odzewu.
   
Następnego dnia rano nadszedł czas refleksji.
   
Kassius przypomniał sobie o Terrym, dochodząc do wniosku, że postąpił niewłaściwie pozostawiając go w potrzebie. Rezygnując z porannej dawki etanolu, ruszył do kucharza. Ten nieco zaskoczony pojawieniem się Steena wziął się za gotowanie, by za chwilę otworzyć interes. Na szczęście obecność byłego wojskowego wystarczyła, żeby powstrzymać rozróby wszczynane przez głodnych, zgorzkniałych bezdomnych.
 
W tym czasie wspólnie z Nolanem zjedliśmy śniadanie przygotowane z konserwy. Czekając na Kassiusa nasz programista zajął się kodowaniem, a ja odezwałam się do znajomych. Stacey sprzedała mi ciekawą plotkę na temat mężczyzny, który zamawiał jedzenie na wynos a potem wyruszał poza teren miasta w martwą pustkę. Postanowiłam poszukać jakichś informacji w sieci na ten temat, ale nie znalazłam nic, co potwierdzałoby tę pogłoskę.
   
Gdy już wszyscy znaleźliśmy się razem przystąpiliśmy do planowania zamachu na Clicka. Pierwotny plan Kassiusa zwyciężył i niemal od razu przystąpiliśmy do realizacji. Wysłałam Johnowi zdjęcie dania, które zamówiłam podczas kolacji z Brianem. Dodałam podpis: „za hajs Clicka baluj”. Zadziałało. Po wysłaniu wiadomości szybko zajęliśmy umówione pozycje. Ja na balkonie czekałam na znak, żeby w razie niepowodzenia zrzucić granat. Steen ukrył się w centrum rozrywki. Nolan zaczaił się na klatce schodowej naszego bloku. Plan miał jednak  jedną poważną wadę…
   
W ostatniej chwili Kassius zauważył, że Click zaparkował pod blokiem, w którym mieszkałam wcześniej. Lichwiarz wraz z dwoma ochroniarzami ruszyli na górę. Przegrupowaliśmy się. Nolan szybko podbiegł pod klatkę schodową, do której wbiegli mężczyźni. Ja natomiast postanowiłam przyłączyć się do akcji i przemieścić się do bloku, w którym wcześniej mieszkał Steen. Nie zdążyłam... W momencie jak przebiegałam przez skrzyżowanie, John wybiegł ze swoją obstawą z klatki. Zamarłam ze strachu. Padły strzały. Zdążyłam jedynie wymienić z Clickiem nienawistne spojrzenia zanim oberwał z obrzyna Nolana. Kolejne strzały posypały się z rusztowania centrum rozrywki. Przeciwnicy byli już martwi.
   
Nie tracąc czasu, Nolan szybko przeszukał Johna w celu znalezienia nadajnika z firmy ochroniarskiej. Niestety - był tam. Zapowiadały się kolejne kłopoty. Kingston kupił nam trochę czasu na działanie, hackując urządzenie. Następnie wykorzystał swój talent do wzbogacenia się. Włamał się do KIKKa lichwiarza, przelewając sobie wszystkie jego oszczędności. Staliśmy się bogatsi o dwadzieścia dwa tysiące.
 
Uznaliśmy, że trzeba czym prędzej pozbyć się ciał. Władowaliśmy je do samochodu. Po raz kolejny umiejętności Nolana okazały się zbawienne. Podłączył się do samochodu Clicka i przewiózł nim trupy pod tajemniczy biurowiec, gdzie nie wolno parkować. Tam nigdy nie stoi żaden samochód! Mieliśmy nadzieję, że chociaż coś spadnie z nieba i zmiażdży auto, ale z budynku wyszedł ochroniarz. Zajrzał do środka i chyba kogoś wezwał przez KIKKa.
   
Stwierdziliśmy, że to zbyt duże ryzyko zostawiać tam wóz, więc Nolan przemieścił je pod warsztat samochodowy i wybrał opcje „kasacja”. Chwilę potem bryznęła krew, a z ciał pozostała papka, która mam nadzieję nigdy nie trafi do konserw, które jemy.
   
Wróciliśmy do domu cali we krwi. Musiałam odreagować… Wraz z Kassiusem zalaliśmy się w trupa. Nolan zaś jak gdyby nigdy nic wrócił do kodowania.
   
Podsumowując - w ciągu tych dwóch dni osiągnęliśmy wiele, dzięki czemu przetrwamy. Po pierwsze umowa z firmą zapewni nam stabilność finansową. Po drugie zyskaliśmy zniżki na broń (tak długo, jak długo Brian mnie lubi). Po trzecie mamy zapas jedzenia na miesiąc. Ostatecznie pozbyliśmy się problemu, jakim był mój dług do spłacenia, prawdopodobnie uszczęśliwiając przy tym innych dłużników Clicka.
 
Pozdrawiam serdecznie,
Licho.
   
Od Futu:
Dalsze losy naszych przygód poznacie dopiero w styczniu, dlatego z tego miejsca życzę wszystkim czytelnikom bloga Wesołych Świąt!
   
Okiem sędziego:
Sandbox ma to do siebie, że gracze sami piszą swoją własną historię. Ja mogłem się spodziewać kontynuacji korporacyjnych wątków, oni natomiast spojrzeli w kalendarz i stwierdzili "ok, fajnie, z korpo jesteśmy już ugadani, teraz trzeba zrobić coś z Clickiem". Jako przykładni obywatele postanowili zwrócić dług, ale z powodu ograniczonej zasobności KIKKów - zdecydowali się na wymianę barterową... A konkretniej wypłacili mu w ołowiu. W bardzo dużych ilościach ołowiu w drobnych porcjach detalicznych.
 
Przy okazji dowiedziałem się, że walka w [digital_shades] jest bardzo szybka i bardzo śmiertelna. Warto wiedzieć na przyszłość.
   
Wspomniane wyżej KIKKi to rodzaj bransoletki z holograficznym wyświetlaczem. Skrót jest autodeskryptywny i opisuje funkcje urządzenia: KIKK - Komunikator, Identyfikator, Karta Kredytowa. Pomysł na urządzenie i nazwę ukradłem z kampanii The Fieldman Theory.
   
Posiedzenie rady nadzorczej rozegrano jako rzut na reakcję modyfikowany wcześniejszym sukcesem Nolana przy robieniu prezentacji (+1 do wyniku). Rada nadzorcza w porozumieniu z działem inżynierii i innowacji po dłuższej naradzie postanowiła nawiązać współpracę.
   
Miejsca odwiedzane na tej sesji wylosowano ze zbioru tabel "Augmented Reality". Cztery rzuty w tabelce ustawiły cały klub nocny w którym bawiła się Ustri. Budynek biurowy i warsztat samochodowy, to elementy bezpośredniego sąsiedztwa mieszkań bohaterów graczy wylosowane przeze mnie z tego samego dodatku przed rozpoczęciem kampanii. Stąd też wielka tajemnica pod tytułem "dlaczego pod biurowcem nikt nie parkuje". Gracze postanowili pozbyć się zwłok jednocześnie odkrywając ten sekret. Cieć wychodzący z budynku i pukający w szybkę, żeby poinformować kierowcę, że tu nie wolno parkować, trochę ich rozczarował... Przypisywali temu miejscu dużo bardziej złowieszczą aurę...
 
System przewiduje różne stopnie sukcesu. Cały plan bohaterów na sprzątnięcie Clicka opierał się na tym, że uda się im go sprowokować. Nie było łatwo - uznałem, że w związku z wcześniejszym wyskokiem Ustri i Kassiusa (strzelec na dachu) facet będzie ostrożny. Co więcej - gdyby było jakieś "ale" do udanego rzutu - przyjechałby z dodatkową obstawą. Jednak test został zdany bezbłędnie i to z nawiązką. Nie dość, że Click dał się sprowokować, to jeszcze się zapowiedział...


.

poniedziałek, 13 listopada 2017

MegaCity Blues - piwniczne pingwiny i rekiny biznesu...

W czasie pierwszego spotkania uprzedzałem swoich graczy, że sandbox rozkręca się wolno. Świat - niczym puste naczynie - napełnia się leniwie wątkami i bohaterami niezależnymi. Pustą przestrzeń "to jest miasto" wypełniają miejsca - kruszące się wieżowce, opuszczone piwnice i biurowce kryjące niepokojące tajemnice. Myślę, że czwarta sesja to był moment kiedy leniwy "symulator życia w cyberpunku" zaczął nabierać tempa. Nabierze tempa jeszcze bardziej, gdyż gracze uchylili już rąbka tajemnic, a pewien pendrive zdradził im brudny sekret tego świata - poza jest wszystkim, nie wszystko co usłyszysz jest prawdą...
   
Dramatis Personae:
BG:
Ustri "Licho" - Futu wcieliła się w wygadaną osóbkę z żyłką do interesów wychowaną w sierocińcu gdzie zamiast nazwisk, dzieciom nadawano numery...
Kassius Steen - Exozone zagrał byłym żołnierzem korporacji gastronomicznej wygryzionej z rynku przez budkę z hotdogami, który doprowadził do zamknięcia budy z rosołem...
Nolan Kingston - Furiousman zagrał hackerem, który snuje sny o wielkości i bogactwie próbując znaleźć błąd w kodzie swojego programu...
         
BN:
Brian Thomson - księgowy w korporacji zbrojeniowej LUCYA, niski, muskularny i dobrze zbudowany mężczyzna o siwiejących blond włosach...
Shawana R. Ireland - hebanowa piękność o kręconych, czarnych włosach i głębokich zielonych oczach, aktorka popularnej serii filmów o Jednorożcu i Tęczy...
Stacy Bennet - fixerka, była aktorka filmów dla dorosłych, wyrzucona z zakonu trafiła do gangu. Chwilowo próbuje uporządkować swoje życie sprzedając używane samochody. Z wyglądu drobna i krucha kobietka sprawiająca wrażenie chronicznie zmęczonej...
   
Poniższy raport autorstwa Futu.
   

   
Drodzy czytelnicy magazynu „Kanał”,
nad naszym miastem zaciążyła klątwa.  Podwyżki cen żywności wstrząsnęły mieszkańcami. Kolejny bolesny cios w tę niespokojną metropolię. Czy MegaCity Blues przetrwa, czy zamieni się w dżunglę ludzi walczących o każdy kęs pożywienia? Nie wiem, ale sytuacja jest dramatyczna.
   
Pierwszy przekonał się o tym Kassius, gdy chcąc zajść po rytualny rosołek i „setkę” do barku na jednym z pięter jego bloku, zastał zabite dechami okienko. Nie mógł pozostać obojętny wobec tego problemu, więc postanowił dowiedzieć się, czemu odebrano mu jedną z nieliczonych przyjemności życia. Terry King – właściciel – poinformował go, że przez podwyżki ludzie wszczęli mu rozróbę i nie chcąc narażać się na niebezpieczeństwo i straty postanowił zwinąć interes.
   
Jakby sytuacja nie była wystarczająco parszywa, to pogoda też dała w kość. Ucierpiał na tym najbardziej Nolan, gdy kałuże w jego piwnicy zamieniły się w lodowisko. Widząc jego trudne położenie, postanowiłam coś zaradzić. Niestety moje mieszkanie okazało się zbyt małe dla nas dwojga. Zaproponowałam więc wynajęcie jakiegoś lokum we troje. Pomysł spotkał się z uznaniem, zatem Kingston znalazł dogodne mieszkanko po nieboszczce. Wszystko było w porządku, więc podpisaliśmy umowę niemal od razu i przenieśliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, bo już na szesnastą zaplanowaliśmy parapetówkę ze Stacey i Tęczą.
   
Punktualnie u naszych drzwi zabrzmiał dzwonek. Tęcza na wejściu zaczęła się kleić do Kassiusa. Nolan rozlewał drinki. Ja natomiast przeszłam do interesów ze Stacey. Przyniosła mi pendrive, na którym było nagrane zlecenie. Niestety, dane były dobrze zamaskowane, nawet głos był nie do zidentyfikowania, więc tożsamość zleceniodawcy pozostała zagadką. Zadanie miało polegać na porwaniu i przetrzymaniu Donalda Smitha, który prześladuje prostytutki w dolnej dzielnicy miasta. Sprawa jest bardzo tajemnicza, a w dodatku kwestia finansowa jest podejrzana, ponieważ w nagraniu była mowa o dziesięciu tysiącach kredytów zamrożonych na koncie fixerki, a Stacey mówi, że na jej kontro trafiło zaledwie tysiąc.
 
O dziewiętnastej podjechał Brian, żeby zabrać mnie na kolację. Musieliśmy się dostać do górnej dzielnicy. Dopiero gdy zasiedliśmy do stołu w luksusowej restauracji, zdałam sobie sprawę, co się wokół mnie dzieje. Mianowicie znalazłam się w środowisku, które mnie totalnie przerastało. Przepych tego miejsca otaczał z każdej strony. Objadałam się jedzeniem droższym od mojego kosztu miesięcznego utrzymania na rachunek kolesia, który był mi potrzebny wyłączenie do interesów.
     
W tym samym czasie żywność drożała i lada moment w mieście zapanuje głód, a wtedy ludzie wyjdą na ulice. Ja jednak wtedy o tym nie myślałam. W zasadzie z zachwytu przestałam myśleć i moja randka przedłużyła się do śniadania.
   
Z resztą nie tylko moje spotkanie się udało. Kassius i Tęcza też „stworzyli swój obraz”.
   
Następnego dnia Brian umówił nas na spotkanie z działem projektantów w swojej firmie. Posiedzenie odbyło się zgodnie z planem. Plenum było pod wrażeniem prezentacji Nolana i udało nam się nawiązać współpracę. Póki co zaproponowano nam pięć tysięcy kredytów, ale prawdopodobnie to tylko część tego, co zarobimy.
   
Podsumowując: sytuacja nie maluje się zbyt optymistycznie. Nadchodzą ciężkie czasy. Będziemy musieli się bardziej postarać, żeby się utrzymać. Jest za wcześnie, żeby cieszyć się sukcesami. Czuję jednak, że damy radę.
   
Trzymajcie się,
   
Licho
PS Czy tylko mi się wydaję, że to korporacje są odpowiedzialne za podwyżki?
     
Okiem sędziego:
Tym razem muszę powstrzymać się od komentarzy, choć aż mnie rozsadza by podzielić się każdym szczegółem. Gracze podjęli dużo działań, część z nich opłaciła się niesamowicie, część z nich prędzej czy później wpakuje ich w tarapaty - a wszystko za sprawą sandboksiarskich "rzutów za zasłonką". Zadanie, które gracze wyznaczyli sobie od początku doszło w końcu do kulminacyjnego momentu i jest lada moment od ukończenia. Kiedy wątek się zamknie zdradzę kilka niuansów...


.

niedziela, 29 października 2017

MegaCity Blues - nóż w kolano...

Po raz kolejny Futu przedstawia swój raport z sesji cyberpunkowego sandboxa. Tym, którzy przegapili poprzednią notkę przypominam - w trwającej obecnie kampanii gracze mają możliwość pod pretekstem pisania artykułów do gazety przez ich postaci, pisać raporty z sesji co pozwala ich postaciom zarobić kilka kredytów wierszówki, a mnie i pozostałym graczom przypomnieć co działo się na sesji.
   
Dramatis Personae:
BG:
Ustri "Licho" - Futu wcieliła się w wygadaną osóbkę z żyłką do interesów wychowaną w sierocińcu gdzie zamiast nazwisk, dzieciom nadawano numery...
Kassius Steen - Exozone zagrał byłym żołnierzem korporacji gastronomicznej wygryzionej z rynku przez budkę z hotdogami, całkowicie pozbawionym jakiegokolwiek zmysłu estetycznego jeśli chodzi o dobór odzienia...
Nolan Kingston - Furiousman zagrał hackerem, który snuje sny o wielkości i bogactwie próbując znaleźć błąd w kodzie swojego programu...
     
BN:
Russel A. Duffy - dziennikarz z dziurą w nodze pracujący dla niezależnego portalu informacyjnego, stanu wolnego, wysoki blondyn, siwiejący na skroniach, o bladej cerze i zielonych oczach...
Billie Ernot - piosenkarka, gwiazda jednej piosenki, o której słuch zaginął...
Aaron D. Howard - przypadkowo spotkany lekarz pozostający pod wrażeniem Ustri (drużyna jest przekonana, że jest kanibalem i chce ją schrupać)...

     

   
Czytelnicy pisma „Kanał”,
znacie to uczucie, kiedy zbliża się termin ważnego spotkania i należałoby wyglądać przyzwoicie, a Wasza szafa zionie pustką? Doznałam tego po powrocie z baru w sobotnią noc. Desperacja, panika i rezygnacja w jednym. Na szczęście pod moimi drzwiami zalęgła się ulotka, dzięki której czytacie ten artykuł a ja dostałam szansę na zarobienie paru kredytów na moją wymarzoną kreację.
   
Postanowiłam podzielić się z Wami nową historią, bo po raz kolejny ukryte jest w niej przesłanie.
   
Na klatce schodowej do mojego mieszkania codziennie mijam chmarę głodnych bezdomnych, których los skrzywdził tak bardzo, że nie potrafili sobie poradzić z własnym życiem. Nie dostrzegam ich, bo myślę o tym, w co się ubrać na randkę z gościem, którego nawet nie lubię. To naprawdę smutne, że mogę podzielić ich los przez jedną drogą sukienkę. Świat jest niesprawiedliwy…
   
Wbrew instynktowi samozachowawczemu, postanowiłam wybrać się na zakupy następnego dnia. Zgarnęłam chłopaków na mały shopping i przygotowałam się na ubytek kredytów na koncie. W sklepie niemal od razu dokonałam wyboru. Nie mogłam się oprzeć pięknej, złotej sukni wieczorowej. Byłam zdecydowana i gotowa na poświęcenie. Przy kasie jednak zdarzył się cud! Okazało się, że jestem tysięcznym klientem i w ramach prezentu nie płacę za swoje zakupy. Dostałam też perfumy. Polecam ten sklep!
   
Pamiętajcie, nie tracie nadziei nawet w najgorszych chwilach. Gdy się czegoś bardzo pragnie, to wszystko jest możliwe!
   
Potem przyszła kolej na Kassiusa. Niestety nie miał tyle szczęścia co ja, ale jego nowy image jest wart ceny. Koszulka z napisem: „Trans to the core” znakomicie podkreśla jego mięśnie, a męskie bojówki dodają charakteru. Wisienką na torcie są neonowe, zielone okulary. Wykorzystując okazję, udało mi się za friko przekłuć język, co znowu dowodzi, że wszystko da się zrobić, trzeba tylko wiedzieć jak!
   
Odchodząc od wątku przewodniego, słyszeliście o tym, że po mieście grasuje android-uciekinier? Dzisiaj rano spotkałam łowców i wyraźnie byli zaniepokojeni tym faktem, co wykazali szaleńczą jazdą przez miasto, wysyłając w niebo mnóstwo amunicji.
 
Ich niepokój wyraźnie zakradł się w umysł Kassiusa, który wierny swojej paranoi zaatakował przed barem karaoke przypadkowego człowieka, myląc go z androidem. Wywiązała się bójka. Nasz towarzysz powalił nieznajomego. Świsnął nóż. Trysnęła krew. Ostrze wbiło się w tętnicę. Krzyknęłam po pomoc. Nolan wyciągał apteczkę. Przybiegł lekarz. Poczuliśmy zapach spalonego mięsa. Nieznajomy odpłynął.
   
Kassius był mocno zdezorientowany. Chyba nie spodziewał się, że ktoś może sam sobie wbić nóż w tętnicę udową. Gość wydawał mu się do tego stopnia podejrzany, że postanowił go pożyczyć i przesłuchać.
   
Był przerażony, ale udało się go trochę uspokoić. W końcu uratowaliśmy mu życie! Okazało się, że nazywa się Russell Duffy i jest dziennikarzem. Szukał informacji o wczorajszym incydencie z telebimami (odsyłam do poprzedniego artykułu). Niestety nie wiedział więcej, niż udało się Nolanowi wcześniej ustalić.
   
Nasz hackerman w międzyczasie próbował znowu wykorzystać automaty z pierwszą pomocą, ale tym razem zastawiono na niego sprytną pułapkę. W zasadzie musiał odpowiedzieć na jedno pytanie o samopoczucie żony prezesa firmy. Wolał nie ryzykować, więc się wycofał, żeby nie pozostawić zbędnych śladów w sieci.
   
Podsumowując, świat jest niesprawiedliwy, ale czasem i do Was może uśmiechnąć się los. Nie uciekajcie, gdy goni Was były żołnierz oraz nie odpowiadajcie, gdy nie znacie odpowiedzi.
   
Filozoficznie kończąc, mówi Wam „papa” Licho.
   
PS Wiecie, co się dzieje z Billie Ernot?
   
Okiem Sędziego:
Sesja należała do tych spokojniejszych - żaden z wyłowionych wątków nie został pociągnięty, gracze skupili się na tym, żeby kupić sobie ciuchy i przygotować się do spotkania z Brianem.
   
Ciągłość wątków pojawiła się gdzieś w tle - Russel Duffy węszy w sprawie hackowania przez Terminal Storm i ich konfliktu z Klaunami Kanibalami, przygotowania do transakcji z Brianem trwają, Ustri buduje relację z fixerką Stacy
   
Gracze się śmieją, że mam na wszystko tabelkę i że będę rzucał w tabelce na ubrania żeby stwierdzić czy Futu znajdzie odpowiednią kieckę. Podchwyciłem żart i rzuciłem na abstrakty: "rzemieślnik, darowizna, klub nocny, ekologia" - twierdziłem, że kiecka nadaje się do nocnego klubu, jest wystrzałowa, złota i dostała ją za darmo bo "tysięczny klient"... Heh...
   
Do najciekawszego fragmentu sesji doprowadził totalnie zawalony rzut na wypatrywanie. Wziąłem sobie do serca uwagi z ostatniej dyskusji na pewnej facebookowej grupie i zamiast traktować wynik "nie" jako "nic nie widzisz, wchodzisz w ścianę, a wódka jest fioletowa" zinterpretowałem go jako "widzieć widzisz, ale skupiasz się na szczególe, który nie dość, że zupełnie nie zgadza się z twoim zamierzeniem to jeszcze odwraca twoją uwagę od tego co istotne". BG szukał androida, a przez przypadek zwrócił uwagę na kogoś kto zasłania twarz i wymyka się tylnim wyjściem. Śledzili dziennikarza (człowieka z krwi i kości) któremu było po prostu zimno. Kolejna jedynka w czasie walki spowodowała, że facet sam sobie wbił nóż w udo i przeciął tętnicę.. Odratowali go, bo Ustri poderwała jakiegoś lekarza...

niedziela, 22 października 2017

MegaCity Blues - Dama z Łasiczką...

Świat oldschoolowych sandboxów często przełamywał czwartą ścianę - czasami było to lekkie puszczenie oka do odbiorcy w postaci załogi Enterprise z serialu "Star Trek" w podziemiach Zamku Greyhawk, czasami ostre nawiązanie do arbitralnej wartości na karcie postaci, kiedy poborca podatkowy inkasował w złocie "procent od xp". Mój pomysł, by w świecie gry pojawiło się pulpowe pisemko w stylu "Detektywa" albo "Trudnych Spraw", do którego bohaterowie będą mogli pisać opowiadania (będące w rzeczywistości raportami z sesji pisanymi przez graczy) dostając za to wierszówkę w kredytach, nie powinien budzić większych kontrowersji. 
    
...taki obrzydliwy inside joke z sesji, mniejsza z tym...
     
Poniższy raport z sesji w postaci listu do czasopisma powstał dzięki uprzejmości Futu.
     
Dramatis Personae:
Ustri "Licho" - Futu wcieliła się w trudniącą się drobnym dziennikarstwem i konkursami wokalnymi, wygadaną osóbkę z licznymi znajomościami (które jej nienawidzą)...
Kassius Steen - Exozone zagrał byłym żołnierzem korporacji gastronomicznej wygryzionej z rynku przez budkę z hotdogami, przeżywającym istne katharsis śpiewając piosenkę o narzeczonej tak grubej, że poci się majonezem...
Nolan Kingston - Furiousman zagrał hackerem, króry pół sesji wysyłał Klaunom memy, a drugie pół hackował automat z apteczkami...
    
Drodzy czytelnicy tygodnika „Kanał”,
   
historia, którą Wam przedstawię wydarzyła się naprawdę, a miała miejsce w sobotnie popołudnie. Zdesperowani i rozczarowani fiaskiem negocjacji z Clickiem postanowiliśmy odwiedzić siedzibę tajemniczych Klaunów Kanibali, jednak z powodu miernej wiarygodności znalezionych w sieci informacji (chyba nikt w tych czasach nie je ludzi!), postawiliśmy na ostrożność. Próba kontaktu z tymi szaleńcami doprowadziła do ciekawej wymiany memów! Jeśli jesteście ciekawi, wejdźcie sobie na ich stronę internetową („Kiedy robisz żart, ale policja nie rozumie”). Niestety, mimo zainteresowania z ich strony, nie udało nam się nawiązać współpracy handlowej z powodu braku porozumienia na płaszczyźnie czysto finansowej. Jednym słowem okazali się tanim plebsem. Później było to powodem do drwin całego miasta… ale o tym później. 
    
Stwierdziłam, że jedynym lekarstwem na naszą bezradność na drodze po miliony jest karaoke.  Wieczorem wyciągnęłam chłopaków na miasto, żeby zmienić trochę smętny klimat i tak trafiliśmy do świetnej miejscówki. Polecam! 
   
W tym momencie zaczyna się właściwa historia o uratowanej przyjaźni sprzed lat.
   
Wchodząc do knajpy, mój wzrok natychmiast spoczął na niej. Stacey stała na scenie piękna, wolna a przede wszystkim totalnie pijana. W dodatku z jej ust wydobywały się niepokojące dźwięki imitujące śpiew w stylu „Amazing Grace” do syntetycznej muzyki wydzierającej się ze starych głośników. Nie była sama. Towarzyszyła jej grupka znajomych z branży porno, a dokładniej mówiąc z produkcji o jednorożcu i tęczy. 
  
Podeszliśmy do nich, chociaż czułam, że atmosfera może być nieco… ciężka. Przyczyna tego leżała po mojej stronie, a sięgała tak zwanych starych czasów. 
   
Pewnego razu, gdy karmiłam uzależnienie Stacey sprzedając jej dragi, przyłapały ją siostry zakonu, do którego należała. Wyleciała na bruk, a po tym chciała mnie już tylko zabić. 
   
Wracając do soboty, to Kassiusowi wpadła w oko Shawna (wcieliła się w jedną z głównych postaci pornola – Tęczę). Jedyne, co z tego wynikło to kieliszek rozlanego alkoholu na twarzy naszego amanta. Nie tracąc jednak ducha postanowił tym razem zaimponować Stacey, licząc na to, że może zainteresuje się wynalazkiem Nolana. Drąc się: „GRUBA kasa, GRUBA… GRUBA”, omyłkowo zgłosił się do konkursu wokalnego z piosenką „Moja gruba, gruba narzeczona”. Zmuszony przez małego, latającego droida, który za próbę oporu raził go prądem, wyszedł na scenę i zaczął swój występ, co chyba wywołało u niego serię nieszczęśliwych wspomnień, bo na jego twarzy zalśniła gruba łza.
  
W tym czasie Nolan pociągnął za język barmana. Okazało się, że na Uniwersytecie trwają nieetyczne próby filtrowania powietrza za pomocą mutantów (Uwierzycie?). 
   
Ja natomiast postanowiłam zabłysnąć swoim talentem wokalnym i zaśpiewać dedykowaną piosenkę dla mojej przyjaciółki. Mój głos sprawił, że znowu uwierzyła w przyjaźń, miłość, ludobójstwo i postanowiła mi wybaczyć! Brzmi to dla Was niewiarygodnie? To znaczy, że nie słyszeliście mojego fenomenalnego głosu! 
    
Najważniejsze w tej historii jest to, że udało nam się pogodzić i mamy szansę odbudować naszą relację. Mamy nawet plan, żeby wspólnie zarobić miliony, a żeby go omówić spotykamy się w poniedziałek!!! 
    
Jest jeszcze jedna rzecz, o której już wspomniałam. Klauni Kanibale zostali publicznie ośmieszeni na telebimach całego miasta, co zobaczyliśmy wracając do domów. Zaniepokojony Nolan postanowił dowiedzieć się, kto za tym stoi. Podłączył się do sieci i podjął cyfrowy trop sprawcy. Dzięki jego zdolnościom hackerskim dowiedzieliśmy, że to sprawka Terminal Strom oraz otrzymaliśmy po dwa zestawy ratunkowe. Jak? Lepiej nie pytajcie… 
    
Na koniec dodam, że warto próbować. Próbować śpiewać, hackować i ratować przyjaźnie. Tym optymistycznym akcentem żegnam się ja, czyli Licho.
    
Cześć!
   
PS Zainteresowanych kupnem nowych technologii informatycznych proszę o kontakt.
     
      
Okiem sędziego:
Druga sesja cierpiała na tę samą przypadłość co druga sesja wcześniej zaoranej kampanii. Rzuty po prostu nie szły. Kostka tak/nie była zdeterminowana, by na każde zadane jej pytanie odpowiedzieć "nope". Rzuty na reakcję napotkanych NPCów nie wspinały się nigdy powyżej "wrogość". W pewnych aspektach obecna drużyna miała dużo gorzej niż poprzednia - tam po umiarkowanej reakcji "egoizm" gracze się wycofywali - tu podjęli wszelkie możliwe starania (od nerd-rageowania do śpiewania na scenie) by zastany stan zmienić. Ostatecznie atmosferę udało się ocieplić, co pokazuje jak całokształt rozgrywki sandboxa zależy od przygotowań i ukształtowania sobie przez graczy okoliczności. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.
   
Zestaw tabel "Augmented Reality" jest świetny. Tutaj był odpowiedzialny za kilka kluczowych momentów sesji. Kiedy Nolan zapytał, czy w tym świecie jest jakiś odpowiednik Facebooka, rzut w tabeli "Social Media" ze strony 38 doprowadził do komunikowania się z gangiem poprzez memy i animowane gify. W momencie wejścia drużyny do baru karaoke rzut na tabelę "Sonic Youth" z tej samej strony wskazał na gatunek muzyczny (stąd "Amazing Grace" do podkładu z dubstepu - wyszło "maszynowy soul dub"). Kiedy vid-bill-boardy reklamowe w mieście zostały shackowane i Nolan, chcąc sprawdzić co się dzieje, szukał najbliższego punktu wpięcia do sieci - tabela "Hackable Assets" z tylnej okładki wskazała automat sprzedający kitle, apteczki i zestawy pierwszej pomocy ("Wearable Meds Dispenser"). Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że akcesoria odzieżowe o zastosowaniu medycznym to na przykład koszulka z monitorem serca, zegarek na rękę spawdzający poziom cukru, czy naszyjnik aplikujący nikotynę wspomagając rzucanie palenia, więc z lekkim zaskoczeniem stwierdziłem że to taki automat, gdzie zamiast Snickersów można kupić kitle lekarskie... Zaskakująco dobrze wpasowało się to w klimat miasta z powszechnym dostępem do broni i ciągłymi zamieszkami - to, że na co drugim narożniku jest automat wypluwający zestawy pierwszej pomocy ma po prostu sens.
     
Futu zdała test na kontakty, co oznaczało, że w barze pojawi się ktoś znajomy - stąd fixerka Stacy. Niestety sam fakt, że kogoś zna, nie znaczy, że ta osoba będzie chętna do pomocy. Reakcja wyszła niestety wroga. Zadałem sobie (a właściwie tabeli abstraktów) pytanie "za co ona jej tak nie cierpi?". Wyszło "złomiarz, modli się, uczelnia, wolność". Stacy miała wylosowaną dużo wcześniej z "Augmented Reality" przeszłość - była byłą gwiazdą porno, byłą zakonnicą, byłą gangerką, a obecnie sprzedaje używane samochody. Abstrakt pomógł mi ustalić od jak dawna Ustri zna Stacy i co stało się kością niezgody - to przez Ustri wyrzucili ją z zakonu. Resztę dopowiedziała Futu...
    
Wyłoniło się kilka wątków i choć gracze traktują sprzedaż oprogramowania jako swój flagowy projekt (cytując gracza: "wypadałoby ten quest zrobić na sześć gwiazdek"), to szukają też innych okazji do zarobku. Patrząc na raport można stwierdzić, że na sesji w zasadzie nic się nie działo i to prawda - drużyna rozegrała w zasadzie jedno popołudnie, które spędziła na przeglądaniu internetu i nasiadówce w barze - ale sam świat dużo zyskał na kolorycie i bogactwie - pojawili się nowi bohaterowie niezależni, frakcje, korporacje. Z rzutów wyszło, że bar karaoke to buda sklecona pod estakadą - a samo już istnienie estakady zwraca uwagę na wertykalność miasta - dół to slumsy, góra należy do wielkiego biznesu. Do tego krótka wizyta w cyberprzestrzeń. Coraz mocniej czuć klimaty cyberpunka i sesja przestaje przypominać genericowy modern.



Ilustracją do dzisiejszej notki jest obraz "Appropriation of Lady with an Ermine" (akryl), 
który możecie nabyć drogą kupna za kwotę 440 dolarów tutaj.

niedziela, 15 października 2017

Do dwóch cyberpunków sztuka...

Po tym jak ostatnia kampania zakończyła się fiaskiem, a bezczelne zachowanie graczy zagotowało mi krew w żyłach, postanowiłem spróbować jeszcze raz... Podobno definicja szaleństwa to powtarzanie tego samego i oczekiwanie różnych rezultatów, nim jednak ktoś posądzi mnie o masochizm dodam, iż tym razem puściłem wici do zaufanych graczy, z którymi miałem przyjemność zagrać wcześniej.
 
Kampania sandboxowa w klimatach cyberpunkowych wciąż wydaje się być ciekawym pomysłem i bardzo chcę zobaczyć jak zadziała w praktyce. Upewniłem się, że gracze zrozumieli główne założenia wolnej rozgrywki, a ponieważ mam do nich zaufanie, wiem, że wszelkie wątpliwości i nieporozumienia zostaną rozstrzygnięte niezwłocznie w szczerej rozmowie. W gruncie rzeczy to wciąż jest eksperyment, więc wszelka informacja zwrotna jest wartościowa. Nigdy więcej "Zbyszków", którzy twierdzą, że wszystko jest jasne, a potem są zaskoczeni brakiem muzyki na sesji i zamiast przyznać się, że nie ogarniają unikają mnie i wszystkich ludzi, którzy mogli mieć jakąkolwiek styczność z sesją...
   
Korzystając z dodatku [the_sprawl] wylosowaliśmy całkiem nowe miasto. Tym razem obyło się bez skrajności - wyniki były raczej wypośrodkowane - co zresztą przedstawia poniższa grafika...
 

   
Dramatis Personae:

Ustri "Licho" - Futu wcieliła się w trudniącą się drobnym handlem, wygadaną osóbkę z koneksjami i (jak się okazało) długami...
Kassius Steen - Exozone zagrał byłym żołnierzem korporacji gastronomicznej wygryzionej z rynku przez budkę z hotdogami po kilku nietrafionych inwestycjach...
Nolan Kingston - Furiousman zagrał hackerem squatującym nielegalnie w wilgotnej piwnicy będącego w remoncie centrum rozgrywki...
 
Na etapie tworzenia drużyny zwracałem szczególną uwagę, by miała ona charakter i motywację do wspólnego działania. Gracze stwierdzili, że ich celem jest to, że "chcą się wzbogacić"... Nie będę ukrywał - byłem zaniepokojony. To słaba motywacja, w dodatku mało pomysłowa w porównaniu z poprzednią drużyną, która postawiła sobie za cel walkę o prawa robotów. Okazało się, że byłem w błędzie - geniusz tkwi w prostocie. Tak jak temat walki o prawa maszyn nie pojawił się nigdy więcej po stworzeniu postaci - tak chęć wzbogacenia się nie dość, że ustawiła pierwszą scenę to jeszcze konsekwentnie towarzyszyła graczom przez całą sesję.
   
Przygoda rozpoczęła się w wilgotnej, zatęchłej piwnicy centrum rozrywki, gdzie grupa znajomych zastanawiała się jak zarobić na najnowszym wynalazku Nolana (oprogramowanie do celowników optycznych poprawiające... cóż... celność). Ustri przypomniała sobie o swoim kontakcie w korporacji LUCYA. Szybkie wyszukiwanie w sieci ujawniło, że Brian Thomson jest tam jednym z księgowych. Po wymianie kilku maili ochoczo zgodził się na spotkanie.
 
Bar Pod Jeleniem był zatłoczony, zadymiony i pełen ludzi, którym Ustri wisiała pieniądze. Kiedy w końcu pojawił się Brian, oczywistym się stało, że bardziej zainteresowany był nią samą niż tym co miała do sprzedania. Obiecał, że pogada z działem technicznym o zaprosił ją na kolację.
 
Mając poważne wątpliwości co do intencji Briana ekipa rozważała alternatywy - sprzedać technologię lokalnemu gangowi Klaunów Kanibali czy skontaktować się z Johnem Clickiem, potkanym w barze typem, któremu Ustri wisiała kasę.
 
Wyszukiwanie informacji w sieci na temat Johna Clicka nie przyniosło żadnych rezultatów. Co więcej - facet zachowywał się dość paranoicznie i kazał przyjść Ustri samej. Nie posłuchała. Click się nie pojawił...
 
Sesja zakończyła się poszukiwaniem miejscówki, w której przebywa gang Klaunów Kanibali.
 
Okiem sędziego.
 
Na początku sesji dostałem mikro ataku paniki. Rozpoczynanie sesji, zdaniem mojego znajomego, jest moim najsłabszym punktem. Podręcznik systemu z nurtu OSR "Other Dust" doradza by kampanię sandboxową rozpocząć od liniowej przygody, która ustawi relację BG z kilkoma kluczowymi eNPeCami i zapozna ich ze światem. Po stworzeniu losowego miasta i postaci miałem w głowie pustkę. Gracze stwierdzili, że Nolan właśnie coś wynalazł i chcą na tym zarobić. Wypadło "6" na rzucie na "Tech Nerd", więc czemu nie...
 
Na początku byłem nieco zaniepokojony zapędami Futu w budowaniu świata. Zaczęła do niego wprowadzać eNPeCów i korporacje. Szybki rzut "kością, która mówi czy coś jest prawdą, ale z jakiegoś powodu nie nazwę jej wyrocznią" potwierdził jej wersję wydarzeń, więc stwierdziłem "czemu nie". Zadziałało całkiem nieźle i w sumie nie powinno się zbyt uważnie przyglądać uzębieniu darowanego konia, choć nie mogę pozbyć się wrażenia, że przez to sesja dryfowała w stronę indiasowego freeforma niż koszernego oldschoola...
 
Fascynacja eNPeCa postacią Futu wynikła z rzutu na tabelę reakcji (wypadła dosłownie "fascynacja") i prowadziła do wielu komicznych sytuacji na sesji.
 
System [digital_shades] zbudowany jest trochę jak FU, co oznacza że rzuty dają wyniki na spektrum od "nie udało się i w dodatku konsekwencje zrujnują ci życie" do "nie dość, że udało ci się umyć zęby to jeszcze wygrałeś w totka" - pojawienie się w barze Johna Clicka, któremu Ustri wisiała pieniądze wynikała właśnie z jednego z nieudanych rzutów. Kilka kolejnych nieudanych rzutów na spostrzegawczość w czasie tej sesji było trochę jak dowcip-bumerang i kończyło się komentarzem "nie powinniśmy pić tej fioletowej wódki"... Futu stwierdziła, że w tym systemie strach się rozglądać, bo jeszcze spotyka się kogoś komu wisi się pieniądze.
 
Furiousmanowi nie udał się rzut na wyszukiwanie informacji o Clicku (nic dziwnego, skoro nazywał go Don Clickiem) i w efekcie Click dowiedział się, że ktoś węszy na jego temat. To w połączeniu z totalnie zwalonym rzutem na spostrzegawczość Kassiusa przez który nie zauważył przydupasów Johna, którzy przeczesywali teren (wszyscy winili fioletową wódkę) sprawiło, że nie stawił się na miejscu spotkania i do transakcji nie doszło.
 
W czasie pierwszej przerwy jeden z graczy powiedział "gramy godzinę i już zrobiliśmy więcej niż ostatnio przez całą kampanię"...


.

piątek, 15 września 2017

Post-mortem cyberpunkowej piaskownicy...


Tydzień temu zamknąłem moją kampanię cuberpunkowego sandboxa, o której pełen entuzjazmu i nadziei na przyszłość pisałem tutaj. Posługując się zestawem losowych generatorów udało się stworzyć fascynujące miasto o unikalnym charakterze, które miało być tłem dla licznych wydarzeń nadchodzącej długiej kampanii. Przynajmniej tak się łudziłem w swojej naiwności...
 

   
Analizując komentarze otrzymane po zamknięciu kampanii dochodzę do wniosku, że przyczyną niepowodzenia był brak zrozumienia graczy w co gramy. Potwierdziły to moje dyskusje z bardziej doświadczonymi sandboksiarzami na Facebooku. Żeby nie być gołosłownym pozwolę sobie komentarze przytoczyć...
 
Gdyby wszystko nie szło jak flaki z olejem, to może potrwałoby dłużej ; p
   
Argument, który niestety demaskuje brak umiejętności czytania (a także jak się okazuje słuchania) ze zrozumieniem. W ogłoszeniu rekrutacyjnym było napisane jak wół, że planowana kampania ma być dłuższa, bo piaskownica zaczyna dobrze działać dopiero po kilku-kilkunastu sesjach. Dopuszczałem ryzyko, że może iść jak krew z nosa. Ponadto w czasie pierwszego spotkania uprzedzałem graczy, że siłą napędową sandboxa jest automotywacja graczy. Jakość rozgrywki jest wprost proporcjonalna do wykazanej inicjatywy. Niestety gracze woleliby przyjść na gotowe i dołączyć do już rozhulanej gry. Ich zniecierpliwienie sięgnęło zenitu na drugiej sesji, kiedy stwierdzili, że nie muszą się dłużej starać.
   
W pewnym sensie jestem w stanie to zrozumieć. Druga sesja była istnym karnawałem fatalnych rzutów na reakcje NPC. W konsekwencji bohaterowie - gdzie by się nie udali - witani byli postawą "na nie", postać Kwadrata musiała czekać kilka dni na jakieś sensowne informacje i w dodatku okazało się, że wisi komuś kasę... Wszystko to sprawiło że utknęli w martwym punkcie, co mogło być frustrujące - ale zaznaczam po raz kolejny - to był dobry moment żeby wykazać inicjatywę i złapać jakiś nowy wątek.
 
Opisy? Jak wyrzucisz 6 dostaniesz pełny opis, jeśli nie, to trudno - udaje Ci się, albo się nie udaje.
   
Ciężko przygotować rozbudowany opis historycznego budynku o spękanej kamiennej elewacji pokrytej mchem dokonującym swego roślinnego żywota w agonii skażonego spalinami miejskiego powietrza w sytuacji kiedy całość fabuły sesji generowana jest w locie w ramach improwizacji i interpretacji losowych wyników w tabelach.
 
Reszta to specyfika systemu, który rzuty skrajne opatrza "nie dość że się udało/nie udało to dodatkowo..." Wydaje mi się że wszelkie "tak, ale", "nie i w dodatku" opatrzyłem stosownymi opisami. Być może ktoś preferowałby piętnastominutowy opis tego, jak udało mu się otworzyć niezamknięte drzwi do własnego kibla, ale to nie mój styl. Parafrazując Stavenlofta - "nie ma sensu odgrywać kupowania toporka +1"...
 
Efekty dźwiękowe? Brak. Nie mówię tu o czymś nadzwyczajnym, zwykłe "Mass Effect soundtrack" mogłoby lecieć chociaż w tle jak przemierzamy świat.
 
Podobnie jak z opisami (patrz wyżej) ciężko jest dostosować ścieżkę dźwiękową do sesji, na której może zdarzyć się dosłownie wszystko i przed spotkaniem nie mam prawa wiedzieć co. Za wyjątkowo znamienne dla tej uwagi uważam fakt, że gracz sam wiedział czego chce posłuchać - dlaczego zatem sam sobie nie puścił jeżeli miałoby mu to pomóc immersji?
 
Do tego najważniejszy mankament - zamiast złączyć grupę starałeś się prowadzić oddzielną sesję dla jednego lub dwóch graczy, przez co inni musieli czekać na swoją kolej historii. To strasznie psuje dynamikę oraz po prostu nudzi innych graczy, gdy nie uczestniczą w pół godzinie sesji czekając aż fabuła pchnie się do przodu.
 
A dlaczego miałbym się starać łączyć grupę? Moja wizja tej kampanii mocno opierała się na staroszkolnych fundamentach. Oczywiście - nie było dziczy i lochów, z których można by wynosić tony złota - ale gracze sami mieli sobie organizować fuchy. Każda robota dawała punkt na rozwinięcie umiejętności i potencjalnie garść kredytów.
 
Na początku gry wyraźnie podkreślałem, żeby stworzyć drużynę, która będzie miała określoną tożsamość i motywację. Oddałem graczom inicjatywę w określeniu co łączy ich postaci. Chciałem uniknąć sztywnych scen w karczmie w stylu "podobno szukacie deckera" i pretekstowych wymówek spajających drużynę słabiej niż ślina. To gracze chcieli opowiedzieć historię genezy ich ekipy, przy czym każdy znalazł jakiś szczegół w historii postaci, który łączył go z pozostałymi bohaterami. Każdy, poza autorem powyższego komentarza. Stworzył on samotnika, wyrzutka mafii, pasującego do reszty jak pięść do nosa. Czyli klasyczny przypadek "moja postać jest samotnikiem, teraz MG gimnastykuj się próbując wyjaśnić dlaczego chce się trzymać z drużyną..."
   
Na koniec najważniejsze - zaznaczałem przed grą, że nie ma scenariusza, że będę bezstronnym arbitrem, że MG nie sprawuje to kurateli nad fabułą. Jedyne co mogłem robić, to pilnować upływu czasu i starać się, by dla każdej oddzielonej postaci upływał on jednakowo. Tak też robiłem. Ale jak widać - nie wszystkim to wystarczało. Miałem poprzez okoliczności lub deus ex machina zmusić graczy by trzymali się razem. Ktoś stęsknił się za railroadem chyba...
   
Chciałem podkreślić jedną rzecz, która mogła umknąć nawet uważnym czytelnikom te kilka akapitów wyżej. Rozmijanie się oczekiwań graczy i wizji MG i brak zrozumienia konwencji były przyczyną niepowodzenia kampanii, ale nie były bezpośrednim powodem jej zamknięcia. Powodem zamknięcia był fakt, że mam do siebie jeszcze odrobinę szacunku i kiedy dwa razy pod rząd gracze wystawiają mnie do wiatru bez uprzedzenia, bez podania przyczyny i bez cienia przyzwoitości, by przeprosić za zaistniałą sytuację, to umiera we mnie jakakolwiek chęć kontynuowania tej farsy. Chciałem w ciszy przełknąć urażoną dumę i zamknąć kampanię po angielsku - ot lakonicznym komentarzem w temacie rekrutacyjnym. Ale nie... Co ja sobie myślałem? Zachowanie klasy? W internecie?
   
Nie ukrywajmy, że prezencja graczy była uwarunkowana kiepskim poziomem sesji...
   
Co kolega chciał przez to powiedzieć - sesja była tak słaba, że aż się skrzywił i tak mu już zostało na twarzy z permanentnym uszczerbkiem na urodzie. Ktoś inny, nieco bardziej inteligentny i nie używający trudnych słów, których nie rozumie, mógłby spróbować tłumaczyć poziomem sesji absencję.
   
Ja nie mam problemu z krytyką - zwłaszcza konkretną i konstruktywną - ale oczekuję, że dany gracz będzie miał tyle odwagi cywilnej (zwanej potocznie jajami) żeby z nią do mnie osobiście przyjść - czy to po sesji, czy w prywatnej wiadomości w środku tygodnia między spotkaniami. Trzeba być wykastrowanym grzybem wychowanym w lesie przez bobry, który kultury osobistej i norm społecznych nauczył się od drzew, żeby uważać, że publiczna krytyka sesji, w której zobowiązał się do udziału, jest usprawiedliwieniem postawy "znudziło mi się, to przestanę przychodzić". Po co informować o tym MG? Jeszcze znalazłby sobie gracza na twoje miejsce i broń Sigmarze dobrze bawił się we wtorkowe popołudnia ty mój niezastąpiony, unikalny płateczku śniegu... Ale po co? Przecież ludzie w internecie nie są prawdziwi...
 
Każdy z nas poświęcał czas na początku przygody, jednak nikt z nas nie krzyczy jakim to jesteś złym człowiekiem, że zmarnowałeś nasz czas przeznaczony na tworzenie postaci oraz ich historie kończąc kampanię tak szybko.
   
Szanowni Państwo - wyżej przytoczony komentarz wyszedł spod palców osoby, która zlekceważyła dwukrotnie czterech pozostałych graczy i poświęcony przez nich czas nie racząc poinformować, że nie stawi się na sesji. Wszystkie powyżej przytoczone cytaty pochodzą od gracza, który osiągnął marny wynik pięćdziesięcioprocentowej frekwencji, bardzo oburzonego tym, iż śmiałem zasugerować, że nie liczy się z ludźmi. Jest w piekle specjalne miejsce zarezerwowane dla tak bezczelnego buractwa - tuż obok ludzi, którzy za życia seksualnie bezcześcili ciała martwych płodów zwierząt parzystokopytnych...


.

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Cyberpunkowy sandbox, sesja zero...


We wtorek tydzień temu rozegraliśmy "sesję zero" w rozpoczątej przeze mnie kampanii cyberpunkowej piaskownicy. Mechanicznie śmiga to na systemie "[digital_shades]", a jako sędzia wspieram się zbiorem tabel "Augmented Reality".
   
W tym miejscu wypadałoby napisać kilka słów pochwały. "Augmented Reality" to bezsystemowy dodatek zawierający zbiór najróżniejszego rodzaju generatorów. Kilkoma rzutami kości można generować całe dzielnice z określeniem budynków i ich cech szczególnych, obywateli wraz z ich zawodem i pierwszym wrażeniem jakie wywierają, przydzielonych zadań, napotkanych fixerów, głównych aktorów na deskach korporacyjnego teatru i wiele, wiele innych... Nie będę w tym momencie wnikać w szczegóły, bo na tę notkę mogą trafić moi gracze i nie chcę przed nimi zbyt wcześnie odkrywać zbyt wielu kart, ale wylosowane elementy sesji wychodzą bardzo klimatycznie. Nieoczywiste połączenia, mroczne sekrety, dziwne ambicje... Kiedy pokazałem wyniki koledze stwierdził, że na trzeźwo by się tego nie wymyśliło.
 
Wracając do sesji zero. Spotkanie rozpocząłem od krótkiego wyjaśnienia, czym jest sandbox i czym jest cyberpunk. Nie wnikałem w szczegóły - moja definicja z całą pewnością przez wielu uznana byłaby za herezję - po prostu powiedziałem w kilku słowach o swobodzie wyboru, braku kuratury MG nad fabułą, stosowaniu losowych generatorów i tabel. Podkreślałem, że nie ma gry w piaskownicy, kiedy gracze nie wykazują inicjatywy. Mocno naciskałem, by gracze określili się kim są i co chcą osiągnąć jako drużyna w przedstawionym świecie. Gracze wzięli sobie to mocno do serca i praktycznie od samego początku przejęli inicjatywę.
 
Zanim jednak rozpoczęła się sama rozgrywka, stworzyliśmy setting, w którym miała się rozgrywać. Do tworzenia miasta wykorzystaliśmy dodatek "[the_sprawl]", który określa kilka ważnych dla świata idei (jak na przykład bezpieczeństwo na ulicach, prawa robotów, modyfikacje ciała) i w którą stronę oscyluje społeczeństwo. Gracze postanowili wskoczyć na głęboką wodę i wszystko losować. Wyniki wyszły bardzo skrajne - w mieście prawa robotów praktycznie nie obowiązują, SI cośtam może, ale traktowane jest gorzej od niewolnika, technologie cybernetyczne stoją na niskim poziomie, za to biotechnologia, splicing i modyfikacje chirurgiczne są niemal powszechnie dostępne, broń jest raczej zakazana. Jednym z bardziej skrajnych rzutów było okeślenie czy na otoczenie bardziej ma wpływ zimna, racjonalna nauka czy religia... Wylosował się świat fanatyków religijnych. Stwierdziłem zatem, że te wszystkie skrajności, sprzeczności i niechęć wobec technologii wynikają z obowiązujących przykazań i zdominowanej przez religię sfery publicznej.
 
KKoszmar stworzył postać mocno osadzoną w świecie - wysokiej rangi strażnika świątynnego. Postać była o tyle ciekawa fabularnie, że pozostali gracze zaczęli budować swoje postaci wokół niej. Kwadrat zagrał ulicznym cwaniakiem z licznymi kontaktami, który donosi świątyni. Exozone wcielił się w przybysza z zewnątrz, który boryka się z ostracyzmem z powodu swoich cybernetycznych modyfikacji, lecz "szuka przyjaciół" w świątyni lękając się wysłanników korporacyjnej wendetty. LingLing zagrał byłym cynglem mafii, balansującym przysługi z osobistą wolnością, lecz nie angażującym się osobiście w wydarzenia. Jego "dojście" do świątyni miałoby być przez postać Kwadrata i wspólnych znajomych.
 
Kiedy zastanawiali się nad wspólnym celem, padł przyjęty dość entuzjastycznie pomysł ruchu oporu walczącego o prawa androidów, lecz graczy paraliżowało ścisłe powiązania ich postaci ze strażnikiem świątyni Haju Efedem. Jak walczyć o prawa androidów, kiedy wszystko obraca się wokół człowieka wieżącego iż samo ich istnienie jest potwarzą wobec Istoty Najwyższej? Przez jakiś czas nad tym debatowali nie mogąc znaleźć rozwiązania. Zasugerowałem, że nie mam nic przeciwko, żeby robili z postaci KKoszmara postać centralną - ale centralną nie znaczy że musi być przywódcą drużyny, równie dobrze może być ciulem, którego robią w bambuko, ale trzymają się blisko niego bo to wyłącza ich z kręgu podejrzeń...
 
To był też moment kiedy trochę padł na mnie blady strach. Materiały wylosowane z "Augmented Reality" przed sesją nijak się miały do świata jaki powstał, stworzonych postaci i ich pozycji w mieście. Mógłbym co prawda zadania przedstawić jako "pielgrzymki nakazane ustami siostry zakonnej" zamiast "fuchy na zlecenie fixera"... Na szczęście gracze mieli zupełnie inny pomysł na sesję. Z wejścia oznajmili, że czekają na najbliższe zamieszki (w losowaniu niepokojów społecznych na etapie tworzenia miasta wyszło, że średnio raz na tydzień) i chcą by zamieszki te stały się tłem wydarzeń prowadzących do tego jak się poznali. Szybko przejęli inicjatywę i sami ustawili sobie sesję.
 
W pierwszej scenie, do jednego z bohaterów dosiada się w barze działacz ekologiczny planujący szturm na dymiącą fabrykę "jedynych słusznych, świętych i koszernych zabawek". Proponuje zlecenie polegające na likwidacji strażnika i otwarciu bramy zakładu, tak by tłum protestujących ekologów w bojowym nastroju mógł wtargnąć do środka. Mafijny cyngiel odmawia.
 
Do zamieszek dochodzi mimo to. Jako że święta fabryka ma poparcie najwyższego imama, na miejsce udaje się strażnik świątynny i śmiesznie mała grupa policjantów z psami. Wywiązują się przepychanki, padają pojedyncze strzały, część ludzi ucieka, część pada pod wpływem gazu i neurotoksyn rozpylonych przez drony. Z tłumu wyłania się David Callihan, który szukając odkupienia boksuje kobietę o aparycji patyczaka...
 
W tym czasie Armin Smith próbuje poruszyć niebo i ziemię poszukując odpowiedzi na pytanie kto stoi za zamieszkami. Odpowiedzi, która może zapewnić mu dobre słowo i pewnie garść kredytów w świątyni. Okazuje się, że jego informator będzie przez jakiś czas jeszcze nieosiągalny, ale w głowie Armina kiełkuje nie dająca mu spokoju myśl, że dostęp do tej osoby będzie bardzo utrudniony. Aby opracować dalszy plan działania spotyka się z byłym cynglem mafii, który wpada na pomysł by zapytać barmana o tożsamość mężczyzny, który chciał mu zlecić brudną robotę... Okazuje się, że to James DeGoins - jeden z bardziej znanych aktorów filmów w stylu "Bollywood".
   
Cała czwórka spotyka się w świątyni, gdzie bohaterowie dochodzą do konsensusu - istotnie, jest to persona dalece poza ich zasięgiem...
 
   
   
Okiem sędziego...
 
W raportach z sesji opartych na piaskownicy, zwłaszcza rozgrywanej w systemie OD&D kampanii "Dziedzictwo Ungernów" Roberta, zawsze najbardziej podoba mi się możliwość zajrzenia za ekran sędziego i dowiedzenie się jakie tryby musiały się obrócić, by doprowadzić do zdarzeń opisywanych w części "fabularnej". I choć "[digital_shades]" z całą pewnością ciężko zaliczyć do systemów staroszkolnych, to sanboxowy charakter tej kampanii, narzędzia improwizacyjne, tabele i decydowanie o elementach świata na postawie rzutu kością sprawiają, że kilka ciekawych obserwacji poczyniłem. Zwłaszcza że od początku traktowałem całość jako jeden wielki eksperyment.
 
Przede wszystkim niemal wcale nie wykorzystałem wylosowanych z "Augmented Reality" materiałów. Zamiast dzielnicy przygotowanej jako baza wypadowa dla graczy, całość akcji działa się w świątyni, kilku randomowych bezimiennych barach i przed rogatką fabryki zabawek. Układ ulic miasta i położenie kolejnych lokacji ustalałem metodą z Vornheim.
 
Najbardziej przydatnym narzędziem okazała się lista czterdziestu imion bohaterów niezależnych z kilkoma przypisanymi cechami wyglądu i moja własna tabela abstraktów. To właśnie dzięki nim do postaci LingLinga podszedł James DeGoin (ciemniejsza karnacja, migdałowe oczy) namawiając do wzięcia udziału w zamieszkach na tle ochrony środowiska (kiedy zadałem tabeli abstraktów pytanie co spowodowało zamieszki, wylosowało się hasło "ekologia").

Nie jestem zadowolony ze sceny zamieszek pod fabryką. Wylosowany w tabeli reakcji policji z "Augmented Reality" oddział trzech policjantów z psami w odpowiedzi z rozjuszoną grupę około stu osób, do tego obecność strażników świątynnych... Ten system jest wysoce śmiertelny, z drugiej strony nie wspiera zbyt dobrze konfliktów tej skali. Scena wyszła chaotycznie - część ludzi uciekła, pojedyncze osoby podniosły rękę na strażnika, ktoś sięgnął po broń, policja otworzyła ogień, w tłumie wywiązała się bijatyka. Brakowało mi tutaj taktycznego uporządkowania, będę musiał nad tym popracować w przyszłości.

Jedna rzecz, która w walce zadziałała świetnie, to bójka postaci Exozone (David Callihan) z patyczakowatą kobietą z tłumu (ponownie NPC z pregenerowanym wyglądem z mojej listy). Rzuty kością w tym systemie przypominają trochę FU - sukces z bonusem, zwykły sukces, sukces okupiony konsekwencją, porażka lub sukces okupiony poważną konsekwencją, porażka, porażka i mogiła... W przypadku walki jedynka oznacza trafienie w osobę postronną. W czasie walki Davida jedynki padały po obu stronach, co ubarwiło inaczej mierną scenę iście karczemną burdą.
 
Potem przyleciały drony i było pozamiatane (rzut tzw. kością wyroczni).

Ostatnia rzecz o której chciałem wspomnieć, to poszukiwanie informacji przez postać Kwadrata (rzut na kontakty). Wypadła trójka, więc wzorem MG z kampanii Fieldman Theory pozwoliłem mu wybrać - albo ci się uda, ale kosztem poważnej konsekwencji, albo będzie porażka. W międzyczasie rzuciłem w tabeli InstaCitizen z "Augmented Reality". Wypadło "celebryta" - z tym, że celebryci są różni, równie dobrze mógłby to być jakiś leszcz wrzucający nagrania ze swojej sypialni na YouTube. Zdecydowałem, że konsekwencją rzutu Kwadrata będzie status tego celebryty - znany aktor, do którego ciężko się dostać. Z tym, że w ramach tej konsekwencji musiał jeszcze poczekać, na odpowiedniego informatora. Ostatecznie tożsamość eko-terrorysty ustaliła postać LingLinga.



.

wtorek, 8 sierpnia 2017

Szybkie strzały...

Mamy sierpień, więc po raz czwarty już ruszyła inicjatywa, której celem jest zapełnienie "wirtualnej przestrzeni publicznej" rozmowami o grach fabularnych tak, by jak najwięcej osób zaintrygować i zachęcić do dołączenia do hobby. Na każdy dzień sierpnia przygotowano jedno eRPeGowe pytanie, na które powinno się odpowiadać (przynajmniej w założeniach twórców inicjatywy) na Facebooku, Twitterze, instagramie... czy innych mediach społecznościowych. Ruszyła akcja #RPGaDAY2017...


A jako że robię to źle i jestem aspołeczny pozwolę sobie na komentarz na własnym blogu. Ponadto nie udzielam odpowiedzi na wszystkie pytania, bo nie na każdy z tematów mam coś do powiedzenia. Na przykład taki dzień piąty - która okładka najlepiej oddaje klimat gry? Powiedziałbym, że settingu "Mini War" do Savage Worlds, ale co ja się tam znam - wszystkich okładek przecież nie widziałem...
 
Dzisiejszy temat (dzień ósmy) to dobra gra na rozegranie sesji dwugodzinnej lub krótszej. Po dłuższym zastanowieniu znam trzy.
   
InSpectres dzięki swojej lekkiej wolnej formie i mechanice, w której to gracz decyduje sam o efektach swojego powodzenia jest niezwykle szybką grą. W dodatku już w samej wspomnianej mechanice tkwi tykający zegar - przed sesją ustala się "ilość kości", którą należy zdobyć by rozwiązać sprawę tajemniczych zjawisk paranormalnych. Kości zdobywa się z każdym odniesionym sukcesem i idzie to dość sprawnie. W praktyce "sesja na dziesięć kostek" zajmuje poło półtorej godziny.
 
Kolejną grą do szybkich strzałów jest "Fajerbol" Łukasza 'Skavenlofta' Kołodzieja. Raport z sesji Noobirusa sugeruje, że sesja zajmuje około pół godziny na każdego gracza przy stole. I choć osobiście przy pierwszej styczności z tym tytułem przekonałem się, że to nie do końca i nie zawsze prawda, tak po nabyciu praktyki i "obtrzaskaniu" z grą - sesje stają się szybkie, luźne i przyjemne. Ostatni raz sięgałem po "Fajerbola" nie tak dawno temu, krótko po powrocie do Poznania, kiedy przy nadrabianiu zaległości towarzyskich sporo czasu zeszło na rozmowy, a mało zostało na sesję.
 
Ale absolutnym faworytem jeśli chodzi o szybkie sesje jest system, w który swego czasu rozegraliśmy sporo sesji na dawnym serwerze TeamSpeak GFO. Nieraz zdarzyło się, że zebraliśmy się i w kilkanaście minut rozpoczynaliśmy grę. Była to przez długi czas ulubiona gra do spontanicznych jednostrzałów wielu MG. Czasami rozgrywka zamykała się w pół godziny. No bo jak długo kilku prostolinijnych drechów może klepać inwazję kosmitów? Mowa oczywiście o "Obcych na Dzielni" - szybkostrzale szybkostrzałów!


.

wtorek, 25 lipca 2017

Współczynnik niezadowolenia społecznego...

Na Facebooku, w pewnej dosyć popularnej grupie poświęconej tematyce RPG pojawił się post, w którym autor (Michał Stojecki) przedstawił następujący problem:
 
Gramy sobie kampanię w Cyberze w gigantycznym mrówkowcu, coś jak wieżowiec z Judge Dredda. Gangi, strzelaniny, narkotyki, etc. Gracze mają swoje piętro i nim zarządzają. Ale już któryś raz doszło do rzeźni, masowej strzelaniny i radosnej masakry cywilów (trochę z winy graczy, ale na szczęście nie oni masakrowali swoich ziomków).
Potrzebuję jakiejś prostej mechaniki obrazowania niepokojów społecznych, kiedy wybuchają zamieszki, a kiedy samosąd. [...]
 
Rozwiązanie, które zaproponuję poniżej może się wydać niektórym nieco znajome. Nic dziwnego - zostało ono zaadaptowane z mojej tabeli spotkań losowych do Neuroshimy, o której pisałem wieki temu.
 
Główna zasada jest następująca. Jest modyfikator do rzutu - nazwijmy go przykładowo "współczynnikiem niezadowolenia społecznego" - kumulatywny, zwiększany o jeden za każdym razem gdy gracze popełniają błąd, lub w wyniku ich decyzji cierpią podwładni czy podopieczni LUB zmniejszany za każdym razem, gdy Bohaterowie Graczy będą działać na korzyść lub w obronie swojej społeczności. Modyfikatora tego używa się do rzutu kością dwudziestościenną celem określenia losowych wydarzeń. Częstotliwość rzutu zależnie od potrzeb - może być raz na dzień fikcji, raz na każdą interakcję z większą grupą Bohaterów Niezależnych, lub kiedy akcja na sesji zwalnia i trzeba jej dodać pikanterii.
 
Wynik rzutu odczytuje się z tabeli - przykładowo - pięćdziesięciu pozycji uszeregowanych od najbardziej dla graczy korzystnych jak obdarowywanie bohaterów podarunkami, czy płacenie podatków bez szemrania (niskie numery w tabeli) po wręcz zagrażające życiu ich postaci (wysokie numery w tabeli). Warto zauważyć, iż nawet na najniższym progu pojawia się kilka opcji negatywnych - zawsze znajdzie się jakiś malkontent... Warto też zauważyć, że samym rzutem kości dwudziestościennej ciężko jest osiągnąć wynik, dajmy na to, czterdzieści. Wynika to stąd, że w miarę jak modyfikator niezadowolenia będzie wzrastał, przed graczami otworzy się perspektywa bardziej poważnych reperkusji, a stracą szansę na te kilka pozytywnych interakcji. Trzecia rzecz, którą warto zauważyć - nie ma górnego pułapu niezadowolenia - modyfikator może rosnąć coraz bardziej zawężając opcje graczy i prezentując ciekawą perspektywę wylosowania przez MG "losu gorszego niż śmierć w niesławie"...
 
Poniżej przygotowałem przykładową tabelę, być może ktoś uzna ją za przydatną i skorzysta - tymczasem ma służyć za ilustrację przykładu...
 
   
STOPIEŃ NIEZADOWOLENIA SPOŁECZNEGO
d20 WYDARZENIE
1 BN dobrowolnie przynosi trybut/haracz/podatek
2 grupa BN z terytorium kontrolowanego przez konkurencję osiedla się na terytorium BG przynosząc ze sobą dodatkowe zasoby i usługi
3 BG otrzymuję zniżki 10-20% przy następnych zakupach
4 atrakcyjna/ny BN nachalnie ładuje się BG do łóżka
5 dziecko prosi BG o autograf
6 lokalna stacja radiowa jest przychylna BG i nadaje informacje zgodne z ich narracją
7 rozbawiony BN stawia BG drinka
8 lokalne media debatują nad ostatnimi decyzjami BG
9 mijani BN odpowiadają na powitania uśmiechem, ale coraz częściej odwracają wzrok
10 ktoś wylewa na BG drinka w barze
11 grupa BN szemra między sobą po czym spostrzegłwszy drużynę BG rozpierzcha się
12 w barze zapada cisza gdy BG wchodzą
13 media pokazują zapętlone nagrania z konsekwencji ostatnich złych decyzji BG powstrzymując się od komentarza
14 lokalny disc-jockey na żywo rapuje dissa na BG
15 w lokalnych sklepach/warsztatach towary i usługi są oferowane BG z zawyżoną ceną
16 niewielkie grupy BN pikietują protestując przeciwko zwierzchnictwu BG
17 lojalny BN informuje BG o planowanym na nich ataku
18 kilku BN wspierających władzę BG odchodzi
19 BG zaproszeni zostają do programu na żywo po czym zarzuceni serią niewygodnych oskarżycielskich pytań
20 BG odmówiono sprzedaży towaru/wykonania usługi
21 właściciel sklepu/warsztatu obrzuca BG wyzwiskami i wyrzuca ich za drzwi
22 w zbieranych podatkach/haraczach brakuje niewielkich sum w stosunku do wcześniej ustalonych kwot
23 na zhackowanych vid-boardach pojawiają się manifesty nawołujące do buntu
24 liczni BN wychodzą na ulice protestując przeciwko zwierzchnictwu/władzy BG
25 na vid-boardach wyświetlają się wulgarne obelgi w stronę BG
26 BG otrzymują listy z pogróżkami
27 niewielkie grupy BN odmawiają płacenia podatków
28 przedstawiciele służb porządkowych zostają zaatakowani
29 lojalny BN dostaje listy z pogróżkami
30 media nawołują do bojkotu zwierzchnictwa BG
31 ktoś hackuje osobisty terminal jednego z BG
32 ktoś z bliskiego otoczenia BG szpieguje dla konkurencji
33 sprzęt należący do BG jest sabotowany
34 w czasie wszczętej po pijaku burdy ktoś rzuca się z nożem na BG
35 wzburzeni cywile BN szabrują sklepy i warsztaty
36 lojalny BN zostaje pobity przez grupkę nierozpoznanych sprawców
37 akty wandalizmu wymierzone przeciwko nieruchomościom BG
38 dzieci rzucają w BG kamieniami
39 lojalny BN zostaje porwany, BG dostają paczkę z losową częścią ciała i żądaniem okupu
40 BG znajdują bombę „garażowej roboty”, której mieli być celem
41 siedziba BG zostaje podpalona
42 konwój BG zostaje ostrzelany
43 seria wywołanych narkotykami samobójstw wśród młodzierzy
44 wojny gangów, uczciwi obywatele boją się wychodzić z mieszkać w godzinach wieczornych
45 walne ruszenie – grupa BN z widłami i maczetami rusza urządzić BG samosąd i obalić ich władzę
46 pomniejszy lokalny gang postanowił wykroić część terytorium BG dla siebie i ma poparcie lokalnych BN
47 ludzie opuszczają tereny zarządzane przez BG, pustostany i zabite dechami warsztaty zaczynają być częstym widokiem
48 gniewny BN otwarcie wyciąga broń i strzela do BG w zatłoczonym miejscu publicznym
49 lojalny BN zostaje brutalnie zabity, transmisja puszczana jest na większości vid-boardów bloku
50 wynajęto płatnego zabójcę wyposażonego w strzelbę snajperską i flotę dronów kamikadze do zgładzenia BG

.

niedziela, 9 lipca 2017

Ile eRPeGa to za mało?

Jestem stary. Stanowczo za stary by jak za lat młodzieńczych studiować opasłe tomiszcza z zasadami. A świat nie zwalnia, goni coraz szybciej. Krzyczy z billboardów nowinkami technologicznymi, uśmiechnięte twarze pierwszych stron kolorowych czasopism nakazują być na czasie, być w formie, szczupły, zdrowy, wolny od glutenu. W tym owczym pędzie ciężko jest wyciąć choćby i piętnaście minut dziennie by poczytać i przyswoić sobie zasady nowej gry.
 
Myślę, że nie tylko ja mam z tym problem. Wydawane obecnie gry są coraz cieńsze, zeszyty w miękkich oprawach, czasem niemal broszurki. Wystarczy spojrzeć na "Adventurers!" czy "Beszamel".
   
Ostatnio kolega chciał coś poprowadzić. Celował w coś prostego i lekkiego. Ma na głowie szczyt sezonu w robocie, remont mieszkania ciągnący się od półtora roku, remont u rodziców, którym pomaga, skręcanie mebli i własny ślub nadchodzący wielkimi krokami... Ostatnio rozmawialiśmy o czymś w klimatach Gwiezdnych Wojen lub Fallouta. Kilka tygodni wcześniej wspominał o Shadowrunie. Przypomniałem sobie, że rzucił mi się kiedyś w oczy system na jednej kartce składany jak czteroskrzydłowa ulotka. Poleciłem mu "digital_shades". W pierwszej chwili dyskutowaliśmy o zamianie cyberwszczepów i "ulepszeń" na falloutowe "perki". Dałoby się to zrobić subtelnym zabiegiem jak tylko zmiana nazwy lub kombinując nieco bardziej przenosząc klasykę z gier i delikatnie modyfikując listę umiejętności. Potem zaczęliśmy rzucać pomysłami i tytułami gier w formacie pocketmod.
   
To skłoniło mnie do refleksji. Dawno temu pisałem już o RPG w dwustu słowach. Legendą obrosło "six world RPG". Pocketmod mieści całą zawartość na jednej stronie A4 (albo amerykańskiego formatu Letter) złożonej w małą książeczkę. Czy to wystarcza by stworzyć grywalną grę? Na pewno da się grać. Swego czasu, gdy serwer TS GFO działał prężniej, popularnością cieszyły się spontaniczne sesje "Obcych na Dzielni". Grałem też trzy sesje "MechaMyszy" krótko po przetłumaczeniu gry. Na YouTube można odsłuchać nagrania z całej kampanii w systemie "digital_shades".
   
Jak to jest, że istnieją gry będące w stanie przekazać wszystko co mają do zaoferowania w mniejszej ilości znaków niż pamiętny wstęp do D&D 3ed. porównujący RPG do "węży i drabin" tyle że bez węży i bez drabin? Jak to jest, że są grywalne produkty o mniejszej ilości znaków niż ta notka blogowa?
 
Ten fenomen częściowo zawdzięczamy prawdopodobnie wyrobionemu przez lata naszego hobby wspólnemu językowi. Nie dałoby się w sześciu słowach streścić idei części mainstreamowych gier gdyby nie fakt, że setki razy wałkowane w słowniczkach tych właśnie odchodzących do lamusa opasłych tomiszczy były pojęcia takie jak "MG", "BG" czy rozróżnienie poszczególnych wielobocznych kości. Na stałe zagościły one w naszym języku. Instynktownie rozumiemy że kości to nie zawsze te zabawne sześcianiki z kropkami od "Chińczyka". Jesteśmy w stanie odczytać intencję autora z przedstawionego szkieletu i ekstrapolować brakujące reguły. Z drugiej strony gdzie przebiega granica, po której przekroczeniu nie mamy już do czynienia z lakonicznym szkieletem zasad a zderzamy się z niekoherentnym i niezwerbalizowanym konceptem? Poniżej jakiej objętości mamy za mało gry w grze? Ile eRPeGa jest w eRPeGu?
   
Opisz bohatera. Rzuć kośćmi. MG decyduje.



.

sobota, 22 kwietnia 2017

Ten system nie do tego służy...

Kilka dni temu na zrzeszającej erpegowców grupie na Facebooku pojawiło się pytanie, które zapoczątkowało burzliwą dyskusję. Pytający przedstawił następujący problem: jak przy pomocy niskopoziomowch przeciwników (później doprecyzował że chodzi o bandytów) postawić wyzwanie drużynie 8-10 poziomowych postaci w systemie D&D 3,5 jednocześnie unikając skalowania świata. Pojawiło się wiele odpowiedzi reprezentujących całe spektrum postaw – od pisanego pół żartem, pół serio „Warhammer jest odpowiedzią na wszystko” po sięgające najbardziej egzotycznych dodatków i klas prestiżowych merytoryczne odpowiedzi „jeśli dasz bandycie taki i taki atut, kilka poziomów w tej i kilka w tej klasie i jeszcze to i tamto – to nawet na 5 poziomie rozniesie drużynę w pył”. Te ostatnie zdawały się zadowalać autora wątku. Ktoś z komentujących słusznie zauważył, że kilku takich bandytów byłoby w stanie zniszczyć miasto. Co ich powstrzymuje? W tym momencie dochodzimy do problemu skalowania świata, którego chciano uniknąć.
 
Moim zdaniem system został źle dobrany do założeń kampanii. Zastanawiam się czy autor nie padł ofiarą któregoś  z pustych frazesów w stylu „mechanika jest tylko po to, żeby wspierać TWOJĄ opowieść”. Zupełnie nie została wzięta pod uwagę tradycja z której D&D się wywodzi. Klasyczne wydania miały osobną nazwę dla każdego poziomu doświadczenia. Dla przykładu – klasa walcząca koło 10 poziomu otrzymywała tytuł „Lorda” i w związku z tym postać była zobowiązana wybudować twierdzę i utrzymywać armię. W AD&D koło 9 poziomu do wojownika dołączały kolejne grupy zwolenników (tłumacząc kulawo z angielskiego „followers”). Rzucało się na tabelę, gdzie wyniki obejmowały takie opcje jak na przykład: dwudziestu kawalerzystów w kolczugach dowodzonych przez wojownika siódmego poziomu z kilkoma magicznymi przedmiotami, któremu towarzyszy dziesięciu elfickich magów... Czy ktoś taki ma w ogóle prawo obawiać się bandytów? Na tym etapie gry niskopoziomowe zagrożenia zupełnie tracą na znaczeniu.
   
Miałem ostatnio w rękach podręcznik Mistrza Podziemi dla piątej edycji. Rzucił mi się w oczy fragment o charakterze kampanii w zależności od poziomu drużyny. Pierwsze pięć poziomów zostało określone jako „lokalni bohaterowie” -  właśnie tutaj mamy do czynienia z przygodami dotyczącymi obrony małego miasteczka przed bandytami. Kolejne pięć poziomów to duże konflikty i obrona kraju przed globalnym zagrożeniem. Następne pięć (a zatem począwszy od dziesiątego poziomu) to polityczne intrygi i knowania, w których bohaterowie biorą udział nie jako bezwolne pionki, lecz w pełni świadomi zakulisowych intryg, równi królom i lordom uczestnicy wydarzeń. Kolejne pięć to już dosłowne ratowanie świata – najpewniej przed ekstraplanarnym (czyli nie z tego świata) zagrożeniem. To już ten moment, kiedy bierze się udział w Wojnie Krwi, a kiedy zaprzyjaźniony kapłan pomniejszego bóstwa traci swe moce – drużyna wybiera się na Olimp by mu nastukać i dobitnie zasugerować by sobie nie robił jaj z biednych enpeców.
   
Przeanalizowanie całej historii wydawniczej tytułu rzuca światło na to jak w daną grę należy grać i dlaczego zawiera ona takie a nie inne rozwiązania mechaniczne, ale mało kto chce robić doktorat z ludologii, tylko po to, żeby zagrać z kumplami w weekend. Niemniej jednak wystarczy spojrzeć na Księgę Potworów do edycji 3,5  i wyzwania jakie stawia przed bohaterami graczy. Dostępne potwory o skali wyzwania 10 to w większości przybysze (outsiders) i ekstraplanarni (Bebilith, Cerebrilith, Couatl, Rakshasa...) do tego kilka aberracji i smoków. Sama definicja przybyszów mówi, że nie do końca należą oni do płaszczyzny materialnej, co jest zachętą do rozpoczęcia przygód na planach. Ponadto jeśli przyjrzymy się oficjalnej linii przygód do D&D 3,5 to po tym jak bohaterowie graczy pokonają Lorda Wampirów Gulthiasa koło dziesiątego poziomu („Heart of Nightfang Spire” - „Serce Wieży Nocnego Kła”) opuszczają powierzchowne (powierzchniowe) sprawy i udają się do Podmroku („Deep Horizon” - „Głęboki Horyzont”) następnie skaczą po planach („Lord of the Iron Fortress” - „Władca Żelaznej Twierdzy”).
   
Pomijając „jedyny słuszny sposób grania w grę”czy względy mechaniczne, nie bez znaczenia jest aspekt fabularny. Ciężko zbudować napięcie, kiedy nie ma realnego zagrożenia. Żeby dojść do tak wysokich poziomów bohaterowie nie jedno już widzieli. Na poziomie meta-gry nie odczują, żeby niskopoziomowi przeciwnicy stanowili zagrożenie. Fabularnie natomiast ich postacie mogą stwierdzić (parafrazując znaną grę komputerową): „mieliśmy już do czynienia z demonami dziewięciu piekieł – teraz nawet się nie spocimy”.
   
Kończąc ten wywód pozwolę sobie jeszcze wspomnieć jak działa system RPG pod tytułem „InSpectres”. Prowadzący na początku gry losuje zleceniodawcę (którym może równie dobrze być przedstawiciel rządu co przeciętna gospodyni domowa) zgłaszającego dziwne zjawisko (jak na przykład zapach) w pobliskim bloku/parku/lokalu gastronomicznym. Następnie gracze rzucają na daną cechę – w przypadku udanego rzutu – opisują wynik. Zatem – na przykład – udany rzut na wysportowanie może pozwolić na wypatrzenie (a zatem i opis) danej aberracji jak i jej dogonienie lub nie. A zatem w pewnym sensie to gracze decydują kim będzie ów przerażający stwór – idąc śladem dziwnego zapachu może się okazać, iż jest to szalony gremlin alchemik, wilkołak perfumiarz jak i duch, który nażarł się grochówki. Grę ogranicza jedynie wyobraźnia i poczucie humoru graczy.
   
Dlaczego o tym piszę? Otóż dzisiaj na tej samej grupie widziałem pytanie o jakieś nietypowe potwory, bo autor wątku chciałby poprowadzić kampanię „InSpectres”...
   
Na litość... Ta gra nie do tego służy...


.