Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


niedziela, 11 marca 2018

Cichy szloch Lans Macabre...

Pamiętam jak na Pyrkonie w 2013 roku udałem się z kolegą na prelekcję. Temat był ciekawy, myślałem że dowiemy się czegoś nowego. Za stołem wskazanej sali siedziało kilku typków i dowcipkowało między sobą rzucając jakieś głupie komentarze. Jedynymi ludźmi, którzy zdawali się je "łapać" byli pozostali prelegenci, bo publiki nie "wtajemniczono". Po jakichś pięciu, może dziesięciu, minutach tego żałosnego "spektaklu" wyszliśmy z kolegą zniesmaczeni. Zdaje się, że po wyjściu z sali zwróciłem się do kolegi komentując tę porażkę (której nawet będąc nazbyt szczodrym "prelekcją" nazwać nie sposób) słowami "oni to chyba zgłosili tylko dla zniżki na wejściówki..." Byłem rozgoryczony i rozczarowany.
 
Mam taką przypadłość, że zupełnie nie kojarzę kto jest kim w eRPeGowym fandomie. Z jednej strony to dobrze, bo nie mam względu na osoby, lecz oceniam dyskusje na podstawie argumentów. Z drugiej - zdarza mi się chlapnąć coś głupiego w stylu "ja nie wiem czy wezmą twoją prelekcję" do człowieka, którego konwenty uprzejmie i z pocałowaniem ręki zapraszają... Wyobraźcie sobie zatem moje zaskoczenie, kiedy dowiedziałem się, że tych kilku "typów" to "Lans Macabre - wybitna trupa prelegentów jeżdżąca od konwentu do konwentu". Nie mam pytań... No dobra, może jedno - wybitna według czyich standardów? Z drugiej strony to by wyjaśniało te kilka pełnych uwielbienia spojrzeń z widowni, kiedy obejrzałem się za siebie z niedowierzaniem nie będąc w stanie zrozumieć w jaki sposób grupa ględzących od rzeczy jak żule na przystanku kolesi dostała się na konwent...
 
Nie muszę chyba pisać na tym etapie zrzędliwego wpisu, że nie mam o "Lans Macabre" dobrego zdania? I kiedy wracamy do tamtej pamiętnej prelekcji czy do niektórych ich nowszych ekscesów rozmowa zazwyczaj się kończy tak:
- ...co ty masz do Lans Macabre?
- Ja do Lans Macabre nie mam nic. Nawet szacunku.
   
Kilka dni temu na ich fanpejdżu pojawił się wpis, rozpoczynający się słowami:
Nie mogę nie zauważyć, że nasze środowisko podzielone jest na dwa obozy. Jedni optują za graniem "for fun", lubią mechanikę na sesji, czerpią satysfakcję z pokonanych przeciwności i wypełniania zadań. Drudzy koncentrują się na ciągłym dopracowywaniu warsztatu, lubią immersję i klimat, nad mechanikę przekładają storytelling i konstrukcje fabularne. Oczywiście są pewnie też ci "inni", nie optujący za żadną z opcji, szukający w hobby czegoś własnego - ale ich głosu jakoś nie słyszę. [...]
 
Nie będę pisał merytorycznej rozprawki. Wiele osób uczyniło to wcześniej i lepiej - Andrzej Enc, Marcin Segit i Bartłomiej Kubiak (którego wpis na blogu "Dom Pełen Łotrów" bardzo polecam). Ja chcę się tylko podzielić trzema subiektywnymi spostrzeżeniami.
 
Po pierwsze jak czytam takie teksty to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pisze je człowiek, który albo zupełnie nie ogarnia mechaniki i sobie "rekompensuje" albo - co gorsza - nie jest w stanie pojąć roli mechaniki w RPG...

Po drugie - tak misternego przykładu propagandy i manipulacji to Naród Polski nie widział chyba od czasów PRLu. Od razu widać kto w oczach piszącego jest "tym lepszym". A bo "te casuale co grają dla kotkologii" na pewno nigdy nie szlifują warsztatu, a na ich sesjach nie ma złożonych konstrukcji fabularnych, bo grają dla zabawy...
 
Co płynnie prowadzi to trzeciej drażniącej mnie rzeczy - mentalność obozowa. Autor wpisu założył z góry (moim zdaniem błędnie) jakiś podział i równie z powietrza wyciągnął jakiś konflikt. Zupełnie tego nie rozumiem - nie przeczę, że zdarzają się dyskusje (żeby nie powiedzieć "fekalsztormy") i eRPeGowcy często w wielu rzeczach się ze sobą nie zgadzają, ale po pierwsze - to całkowicie naturalne w grupie ludzi pełnych pasji, a po drugie - to na pewno nie są dwa obozy. Poza tym próba stawiania rozgraniczenia akurat w tym miejscu?
 
Widziałem sesje, gdzie mimo ścisłego trzymania się mechaniki odgrywanie i "konstrukcja fabularna" nie ucierpiała nawet przez chwilę. Nie szukając daleko - nagrania Yuriego na YouTube z kampanii "Groza w Talabheim", w której pojawia się istny majstersztyk opisu - przedstawienie uchodźców, bawiących się w brudzie dzieci i chłopca goniącego dziewczynkę ze szczurem na patyku. Zbudował nastrój, oddał napięcia panujące w mieście i trudną sytuację uchodźców ani razu nawet nie wspominając "ej, słuchajcie - są uchodźcy, miejscowi są wkurzeni, generalnie jest syf" - nie, nic z tych rzeczy, jednym krótkim opisem ustawił całą scenę. Yuri na pewno nie jest człowiekiem, któremu można zarzucić, że nie gra dla "funu" albo nie trzyma się mechaniki.
   
Widziałem sesje, gdzie MG określał się jako fan "dramaturgii i fabuły", lecz jego opisy były koślawe i dukane, a mechanikę krzywdził bardziej niż pijany mąż sadysta żonę w patologicznej rodzinie. Widziałem też sesje "3:16 - Carnage Amongst the Stars", gdzie gracze perfekcyjnie odgrywali okopowych weteranów walczących z siłami kosmicznych najeźdźców. Widziałem sesje Świata Mroku, gdzie nikogo nie interesowały dylematy moralne, a gracze chcieli po prostu żonglować ciężarówkami.
 
Zdarzało mi się w przeszłości powtarzać za Khakim, że "różni ludzie różnie grają w różne gry", ale na litość i wszystko co święte, teraz mam ochotę powiedzieć, że czasami "ci sami ludzie różnie grają w różne gry"... Ba! Zdarza się, że "ci sami ludzie różnie grają w te same gry"...
   
Jakieś bzdurne wypowiedzi o podziałach i obozach świadczą jedynie o tym, że ktoś jest zupełnie oderwany od rzeczywistości i stracił kontakt z resztą RPGowej społeczności. Być może autor wpisu na facebooku potrzebował tego podziału, żeby móc stworzyć sobie chochoła do bicia? Kiedy włącza się mentalność "my kontra oni" to przynajmniej jest o co walczyć... A bez tego? Trzeba zdobyć się na odwagę, zrozumieć granice swej niekompetencji i spoglądając prawdzie w oczy zdać sobie sprawę z tego, że nie ma się pojęcia o tym w co i jak grają ludzie... Tworzenie sztucznych obozów jest dużo łatwiejsze, bo dyskutanci dzielą się wtedy na tych co bronią i na tych co atakują. Wyżyny agrumentów to wtedy "skąd te negatywne emocje, dlaczego ich atakujecie, przecież chcą dobrze". Bez obozów trzeba "walczyć" na merytorykę, a to bardzo przerażająca myśl, kiedy się nie ogarnia.
   
Podobno cała ta dyskusja wynika z tego (jak wspomniano w komentarzach), że Lans Macabre czuje się szkalowane. Ja tu widzę bardziej celebrytów poprzedniej epoki, którzy nie zarejestrowali, że już nie są na topie. Nie ma już ludzi z uwielbieniem w oczkach siedzących na widowni - ci pobiegli wzbijając tumany kurzu na panel dyskusyjny z Baniakiem... Lans Macabre to taka Maryla Rodowicz polskiego fandomu RPG...


.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz