Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


piątek, 8 stycznia 2021

Plany na 2021...

 Rok 2021 już na dobre zagościł w naszej świadomości i coraz rzadziej zdarza się komuś pomyłka przy wpisywaniu daty. Minęło też już parę dni od publikowania przez eRPeGowców podsumowań minionego roku i kolejne parę dni od komentowania przez innych eRPeGowców tych podsumowań - zarówno ostro i kąśliwie jak i żartobliwie. Ja komentować nie będę, ani pierwszych, ani drugich wpisów w myśl zasady, że niech sobie każdy żyje i gra jak mu się podoba.

   

Pytanie, które jednak nie daje mi spokoju to: "jak??" Nie w takim sensie, że ktoś zagrał ponad sto sesji w ciągu roku... To akurat takie trudne do wykminienia nie jest, wystarczy policzyć na palcach, że to średnio dwie sesje tygodniowo. Bardziej zastanawia mnie, skąd te osoby wiedzą z taką dokładnością i precyzją w co, kiedy, z kim i ile razy grały. Moje niespotykane talenta dedukcji nakazują mi zgadywać, że pewnie prowadziły jakiś szczegółowy rejestr... ale przez rok? Imponująca samodyscyplina. Albo pamięć. Ja, jeśli się mocno skupię, to jestem w stanie powiedzieć, że w zeszłym roku zagrałem około szesnastu sesji... plus/minus dwadzieścia.

   

W roku 2021 chciałbym spróbować lepiej dokumentować rozegrane sesje. Nie będę w stanie każdej opisać w notce blogowej, ale krótki wpis w organizerze, kilka słów kluczowych powinno mi wystarczyć do ewentualnych refleksji w grudniu. Przy czym raczej nie będę publikował dokładnych zestawień, czy infografik z wykresami, prędzej podzielę się refleksją i zrewiduję czy plany udało się zrealizować.

    

Chciałbym grać bardziej regularnie. Bez zrywów w stylu "sześć sesji jednego dnia, a potem pół roku posuchy". Planuję rozegrać co najmniej 21 sesji w roku 2021. Myślę, że to skromna i realna liczba biorąca pod uwagę, że czasami pojawia się ogólnopojęte życie, które potrafi przekreślić najbardziej konserwatywne plany.

    

Prowadzący fanpage Mistrzowanie po Sznurku rzucił wyzwanie eRPeGowcom w postaci listy dwunastu gier - po jednej na każdy miesiąc - do poprowadzenia w 2021 roku. Nie zakładam, że uda mi się zaliczyć wszystko. W szczególności maj zdaje się być problemem, bo na chwilę obecną zapytanie o grę, którą znam dobrze jako gracz, ale nie jako MG zwraca zbiór pusty. Cóż... Zazwyczaj po prostu prowadzę. Co więcej, jakoś bardziej mi to odpowiada niż granie. Traktuję to bardziej jako dobrą zabawę, która ponadto pomoże mi w realizacji mojego pierwszego mocnego postanowienia - bardziej regularnego grania.

   

 

Pozycja na styczeń wyżej wymienionego wyzwania to "gra, która mieści się na jednej stronie". Z przyjemnością melduję wykonanie zadania! Korzystając z kilku wolnych dni na początku stycznia, zorganizowałem na szybko spontaniczne spotkanie. Mimo tego, że godziny, w jakich preferuję prowadzić, są dla niektórych ciężkie do przełknięcia (zazwyczaj godziny poranne i to nie "zwlokłem się z łóżka, to zagram" tylko bardziej "ło matko, jeszcze ciemno!") to udało mi się zebrać drużynę. 

  

   

Zagraliśmy w Mecha Myszy, grę dostępną po polsku na DriveThru RPG (kilka lat temu przyczyniłem się do tłumaczenia, o czym zresztą można było przeczytać na tym blogu). Gra - zgodnie z treścią wyzwania - mieści się oczywiście na jednej stronie A4 i to w formie zgrabnego PocketModa - po wydrukowaniu i rozcięciu w strategicznym miejscu można złożyć kartkę w kieszonkową książeczkę. Fabuła to coś jak Mysia Straż, gdyby myszy należały do Bractwa Stali z Fallouta. Członkowie Mecha Korpusu zakładają zbroje wspomagane by chronić mysią społeczność przed zagrożeniami z zewnątrz. 

  

Szybki rzut oka na generator zadań i przedmiotem sesji było ratowanie myszy ze stałego lądu przed klęską żywiołową - we wpływającym do Trzcinowej Zatoki potoku podniósł się poziom wód, zalewając okoliczne norki i narażając bezbronne "dzikie" myszy na ataki drapieżników. Coś, co z naszego (ludzkiego) punktu widzenia jest niemal niezauważalne - ot, woda zaczęła sięgać do kostek - było w skali mikro dramatyczną walką z nieubłaganym żywiołem. Sesja rozpoczęła się od odprawy, następnie myszy założyły pancerze i udały się do portu. W czasie gdy członkowie innego oddziału - Długoogoniasty i Bezcenna - siłowali się ze szczupakiem (subtelne puszczenie oka do Rudiego sprzed lat), Sierżant Bąk, Tymianeusz i Cierniołamacz wypożyczyli kuter poławiacza wodorostów. Bezproblemowo dobili do brzegu, gdzie po drobnych perypetiach udało im się znaleźć zalaną norę mysiej rodziny, a po dalszych poszukiwaniach - odnaleźć tę grupkę w wysokiej trawie, akurat chwilę po ataku lisa. Niestety nie wszyscy bohaterowie niezależni przeżyli. W trakcie dramatycznej walki Cierniłamacz został pochwycony przez drapieżnika - tkwiąc w jego pysku nic sobie nie robił z niebezpieczeństwa, krzycząc na całe gardło niczym Drax ze "Strażników Galaktyki" - "hahahaha, teraz mam do ciebie bliżej, rudy skubańcu!!!". Tymianeusz poświęcił linkę swojej wyciągarki związując tylne nogi lisa. Po kilku rundach walki rudzielec z przerażeniem i zaskoczeniem odkrył że te dziwne, pobłyskujące w słońcu, blaszane myszy stawiają mu opór i podkulając ogon dokonał taktycznego odwrotu. Jedną gonitwę i krótkie starcie z drapieżnym ptakiem później bohaterowie wraz z ocaloną rodziną wrócili na łódź. Niestety w połowie drogi złapał ich sztorm. Jedno z młodych wypadło za burtę, a Cierniołamacz bohatersko rzucił się za nim w wodę - i to mając świadomość, że jego zapasy tlenu są na wyczerpaniu! Pod koniec sesji Sierżant Bąk stwierdził, że jest "za stary na tę robotę", zdał pancerz i postanowił resztę dni swej służby w Korpusie spędzić jako technik w hangarze.

   

Wydaje mi się, że sesja była całkiem udana, choć nie obyło się bez problemów technicznych. Roll20 nie chciał współpracować i z jakiegoś powodu gracze nie mogli przesuwać własnych tokenów. Jestem dość zadowolony ze stołu jaki przygotowałem (pod względem estetycznym jak i funkcjonalnym). Ponieważ mechanika Mecha Myszy jest bezkostkowa, schowałem boczny panel i zamiast tego skoncentrowałem się na przesuwaniu "kręgu sukcesów i porażek" oraz powoływaniu się na troski (przekonania/motywacje) bohaterów. Mechanika tej gry, choć banalnie prosta, zaskoczyła mnie po raz kolejny. Wydawałoby się, że oczywistym wyborem jest zawsze przeskoczenie pola porażki. Wcześniej zdarzyło mi się, że gracz wolał natomiast przeskoczyć konsekwencje (trochę w myśl zasady, że nieważne czy jemu samemu się uda, ale nie chce narażać cywili i osób postronnych na oberwanie rykoszetem). Teraz miałem do czynienia z zupełnie innym doświadczeniem - gracze rzadko aktywowali swoje troski, czasami wręcz argumentując, że ich motywacje nie uzasadniają obrony przed porażką i że niepowodzenie jest zgodne z charakterem odgrywanych postaci.

  

Rok 2021 będzie też dla mnie czasem ostatecznego odsuwania się od fandomu. Dorosłem do tego, by stanąć w szczerości przed samym sobą i przyznać w końcu, że to nie miejsce dla mnie. I jak w kiczowym, romansidłowym frazesie przyznaję, że "problem jest we mnie, nie w tobie", przyznaję że się do niego nie nadaję. Kolejne wpisy Sejiego próbującego zdefiniować czym ów ulotny i niedookreślony "fandom" jest, sprawiały, że czułem się coraz bardziej z niego wykluczony. I nawet mimo licznych wad charakteru, nie jestem aż tak arogancki, żeby się kłócić o definicję z kimś, kto ten fandom od lat budował. Mimo powierzchownej i pozornej troski o "inkluzywność" i "triggery" nigdy nie czułem się w fandomie w pełni bezpieczny, bo zdarzało się, że w przypadku różnicy poglądów na tematy organizacyjno-RPGowe odpowiedzią był argument "ad personam" i wyciąganie brudów z życia prywatnego. A wydawało mi się, że po to mamy te wszystkie pseudonimy, loginy i nicki, by zachować choć pozorną separację życia hobbystycznego od osobistego. Nie potrzebuję angażować w moje problemy życiowe ludzi zaangażowanych w mój eskapizm. 

   

W środowisku jest cała masa świetnych ludzi robiących super robotę przyczyniającą się do rozwoju naszego wspólnego hobby. Ale to nie dla mnie. Koszt jest za duży w stosunku do ewentualnych korzyści. Na stare lata wzrasta we mnie cynizm i rozgoryczenie i z żalem przyznam, że nie mam już cierpliwości do coraz bardziej prominentnych postaw pretensjonalno-roszczeniowych. A przecież styczność ze środowiskiem nie jest potrzebna do grania w RPG. Są ludzie, którzy uprawiają to hobby i nawet nie wiedzą, że istnieje gdzieś jakiś świat trendów, dram i "znanych nazwisk" - chociażby mój obecny MG w kampanii "Dragon of Icespire Peak". Mam jeszcze zobowiązania i jakieś ciągnące się wspólne projekty, więc odejście to nie jest coś, co mogę zrobić z dnia na dzień. To bardziej proces, w trakcie którego będę próbował się wywiązać z wszystkich obietnic.

  

Poza tym mam też na tapecie kilka osobistych projektów RPGowych, które chciałbym dokończyć. Czy starczy mi samozaparcia? Sam nie wiem. Oby 2021 był lepszy niż ten poprzedni.

4 komentarze:

  1. Kłóćmy się o definicje, bo tylko dzięki temu możemy na coś spojrzeć w inny sposób i zrewidować podejście. :) No dobra, dyskutujmy, zamiast się kłócić, ale to jest serio potrzebne.

    A co do projektów, to mam nadzieję, że trzeci Troll kiedyś dojdzie do skutku - z Twoim udziałem. Tak łatwo się nie wyślizgasz. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak dobrze że jeszcze działasz i masz plany na przyszłość. Ja od lat nie mogę się zebrać, mimo że cały czas coś przy RPG dłubie. Może i mi uda się skorzystać z motywującej warstwy Twojego wpisu, zmobilizować się i zrealizować kilka projektów. Tak na marginesie, wróciłem ostatnio do słuchania podcastów i przerabiam "Rudie się wymądrza" Fajna, nostalgiczna podróż. Pozdrowienia i życzenia wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, zaintrygowałeś mnie tymi Mecha Myszami! Wiedziałem o tej grze od dawna i zawsze ją ignorowałem (bo futrzaki n wiadomo). Widzę, że niesłusznie, skoro wychodzą z tego takie kozackie przygody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kozackość w przygodach MechaMyszy wynika bardzo często z tych samych czynników co w Mysiej Straży - po prostu skala. Ponadto w przeciwieństwie do Mysiej Straży - tutaj tylko myszy są inteligentne. Zatem nie ma przeciwników złych i perfidnych. Są siły natury. Z siłami natury się nie dyskutuje. Nie przemówisz do wyższych pobudek wznoszącej się wody, nie zaapelujesz do moralności głodnego lisa. Kiedy łoś tratuje wioskę myszy to nie dlatego że robi to ze złośliwości - po prostu tam przechodził. Nawet w zbroi bohaterowie nie mają szans go zabić. Jedyne na co mogą liczyć to analogiczne rozwiązanie do bitwy o Hoth... Dobrym przykładem tego jest choćby ostatni wpis Mansfelda o Mysiej Straży - głupia kałuża była przedmiotem niemalże całej sesji, bo bohaterowie musieli kombinować z budowaniem jakichś łodzi z liści...

      Ze względu na lakoniczność (w końcu to miał być tylko jeden z wątków tej notki i informacja o odhaczeniu wyzwania) ten wpis nie przedstawił całego obrazu kozackości tej sesji. Trafili mi się naprawdę świetni gracze. Świetnie wczuli się w postaci, podłapali klimat. To nie byli "hurr durr, ludzie grają futrzakami" tylko "jesteśmy oddziałem wojskowym, tak się składa że myszy". Z bardziej epickich scen - kiedy mysia nora została zalana, to Cierniołamacz wszedł sprawdzać czy była zamieszkana przez myszy i jak duża była rodzina - znalazł pływające proste meble i zabawki małych dzieci. Konsekwencje/koszty jego działań spowodowały że został uwięziony pod wodą (wcześniej brodził po pas, potem przyszła fala i nawet nie miałby jak zaczerpnąć powietrza). Odpalił reflektory w zbroi i na czworaka wyczołgiwał się z norki przy asyście Tymianeusza. To była jedna ze scen wyjaśniających dlaczego pod koniec sesji jego tlen się wyczerpał. Z kolei scena na łodzi - Cierniołamacz rzucił się po myszątko za burtę mimo, że Sierżant wydał mu jasny rozkaz, żeby tego nie robić (Sierżant na stare lata trochę najadł się cynizmu, więc bardziej dbał o członków korpusu niż o misję, wychodząc z założenia "eee tam, jedno młode, zrobią se kolejne"). A ponieważ wcześniej walczył z sową, to nie miał wyciągarki już. Udało mu się uratować dziecko, ale zapasy tlenu się wyczerpały. Kiedy go wyciągnęli na pokład (wkręcił linę okrętową zamiast żyłki harpuna i uruchomił wciągarkę) praktycznie się dusił. Sierżant uderzeniem stalowej pięści musiał rozbić szybę hełmu... Sesja była pełna napięcia i taka trochę "odcienie szarości".

      Jednocześnie sama mechanika jest na tyle ciekawa, że jeden z graczy już zaczął kombinować, że świetnie nadawałaby się na sesje horroru/thrillera/slashera (po zmianie settingu i wywaleniu myszy rzecz jasna) - stwierdził, że buduje napięcie dużo lepiej niż "Dread" ze swoją jengą...

      Usuń