Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Cyberpunkowy sandbox, sesja zero...


We wtorek tydzień temu rozegraliśmy "sesję zero" w rozpoczątej przeze mnie kampanii cyberpunkowej piaskownicy. Mechanicznie śmiga to na systemie "[digital_shades]", a jako sędzia wspieram się zbiorem tabel "Augmented Reality".
   
W tym miejscu wypadałoby napisać kilka słów pochwały. "Augmented Reality" to bezsystemowy dodatek zawierający zbiór najróżniejszego rodzaju generatorów. Kilkoma rzutami kości można generować całe dzielnice z określeniem budynków i ich cech szczególnych, obywateli wraz z ich zawodem i pierwszym wrażeniem jakie wywierają, przydzielonych zadań, napotkanych fixerów, głównych aktorów na deskach korporacyjnego teatru i wiele, wiele innych... Nie będę w tym momencie wnikać w szczegóły, bo na tę notkę mogą trafić moi gracze i nie chcę przed nimi zbyt wcześnie odkrywać zbyt wielu kart, ale wylosowane elementy sesji wychodzą bardzo klimatycznie. Nieoczywiste połączenia, mroczne sekrety, dziwne ambicje... Kiedy pokazałem wyniki koledze stwierdził, że na trzeźwo by się tego nie wymyśliło.
 
Wracając do sesji zero. Spotkanie rozpocząłem od krótkiego wyjaśnienia, czym jest sandbox i czym jest cyberpunk. Nie wnikałem w szczegóły - moja definicja z całą pewnością przez wielu uznana byłaby za herezję - po prostu powiedziałem w kilku słowach o swobodzie wyboru, braku kuratury MG nad fabułą, stosowaniu losowych generatorów i tabel. Podkreślałem, że nie ma gry w piaskownicy, kiedy gracze nie wykazują inicjatywy. Mocno naciskałem, by gracze określili się kim są i co chcą osiągnąć jako drużyna w przedstawionym świecie. Gracze wzięli sobie to mocno do serca i praktycznie od samego początku przejęli inicjatywę.
 
Zanim jednak rozpoczęła się sama rozgrywka, stworzyliśmy setting, w którym miała się rozgrywać. Do tworzenia miasta wykorzystaliśmy dodatek "[the_sprawl]", który określa kilka ważnych dla świata idei (jak na przykład bezpieczeństwo na ulicach, prawa robotów, modyfikacje ciała) i w którą stronę oscyluje społeczeństwo. Gracze postanowili wskoczyć na głęboką wodę i wszystko losować. Wyniki wyszły bardzo skrajne - w mieście prawa robotów praktycznie nie obowiązują, SI cośtam może, ale traktowane jest gorzej od niewolnika, technologie cybernetyczne stoją na niskim poziomie, za to biotechnologia, splicing i modyfikacje chirurgiczne są niemal powszechnie dostępne, broń jest raczej zakazana. Jednym z bardziej skrajnych rzutów było okeślenie czy na otoczenie bardziej ma wpływ zimna, racjonalna nauka czy religia... Wylosował się świat fanatyków religijnych. Stwierdziłem zatem, że te wszystkie skrajności, sprzeczności i niechęć wobec technologii wynikają z obowiązujących przykazań i zdominowanej przez religię sfery publicznej.
 
KKoszmar stworzył postać mocno osadzoną w świecie - wysokiej rangi strażnika świątynnego. Postać była o tyle ciekawa fabularnie, że pozostali gracze zaczęli budować swoje postaci wokół niej. Kwadrat zagrał ulicznym cwaniakiem z licznymi kontaktami, który donosi świątyni. Exozone wcielił się w przybysza z zewnątrz, który boryka się z ostracyzmem z powodu swoich cybernetycznych modyfikacji, lecz "szuka przyjaciół" w świątyni lękając się wysłanników korporacyjnej wendetty. LingLing zagrał byłym cynglem mafii, balansującym przysługi z osobistą wolnością, lecz nie angażującym się osobiście w wydarzenia. Jego "dojście" do świątyni miałoby być przez postać Kwadrata i wspólnych znajomych.
 
Kiedy zastanawiali się nad wspólnym celem, padł przyjęty dość entuzjastycznie pomysł ruchu oporu walczącego o prawa androidów, lecz graczy paraliżowało ścisłe powiązania ich postaci ze strażnikiem świątyni Haju Efedem. Jak walczyć o prawa androidów, kiedy wszystko obraca się wokół człowieka wieżącego iż samo ich istnienie jest potwarzą wobec Istoty Najwyższej? Przez jakiś czas nad tym debatowali nie mogąc znaleźć rozwiązania. Zasugerowałem, że nie mam nic przeciwko, żeby robili z postaci KKoszmara postać centralną - ale centralną nie znaczy że musi być przywódcą drużyny, równie dobrze może być ciulem, którego robią w bambuko, ale trzymają się blisko niego bo to wyłącza ich z kręgu podejrzeń...
 
To był też moment kiedy trochę padł na mnie blady strach. Materiały wylosowane z "Augmented Reality" przed sesją nijak się miały do świata jaki powstał, stworzonych postaci i ich pozycji w mieście. Mógłbym co prawda zadania przedstawić jako "pielgrzymki nakazane ustami siostry zakonnej" zamiast "fuchy na zlecenie fixera"... Na szczęście gracze mieli zupełnie inny pomysł na sesję. Z wejścia oznajmili, że czekają na najbliższe zamieszki (w losowaniu niepokojów społecznych na etapie tworzenia miasta wyszło, że średnio raz na tydzień) i chcą by zamieszki te stały się tłem wydarzeń prowadzących do tego jak się poznali. Szybko przejęli inicjatywę i sami ustawili sobie sesję.
 
W pierwszej scenie, do jednego z bohaterów dosiada się w barze działacz ekologiczny planujący szturm na dymiącą fabrykę "jedynych słusznych, świętych i koszernych zabawek". Proponuje zlecenie polegające na likwidacji strażnika i otwarciu bramy zakładu, tak by tłum protestujących ekologów w bojowym nastroju mógł wtargnąć do środka. Mafijny cyngiel odmawia.
 
Do zamieszek dochodzi mimo to. Jako że święta fabryka ma poparcie najwyższego imama, na miejsce udaje się strażnik świątynny i śmiesznie mała grupa policjantów z psami. Wywiązują się przepychanki, padają pojedyncze strzały, część ludzi ucieka, część pada pod wpływem gazu i neurotoksyn rozpylonych przez drony. Z tłumu wyłania się David Callihan, który szukając odkupienia boksuje kobietę o aparycji patyczaka...
 
W tym czasie Armin Smith próbuje poruszyć niebo i ziemię poszukując odpowiedzi na pytanie kto stoi za zamieszkami. Odpowiedzi, która może zapewnić mu dobre słowo i pewnie garść kredytów w świątyni. Okazuje się, że jego informator będzie przez jakiś czas jeszcze nieosiągalny, ale w głowie Armina kiełkuje nie dająca mu spokoju myśl, że dostęp do tej osoby będzie bardzo utrudniony. Aby opracować dalszy plan działania spotyka się z byłym cynglem mafii, który wpada na pomysł by zapytać barmana o tożsamość mężczyzny, który chciał mu zlecić brudną robotę... Okazuje się, że to James DeGoins - jeden z bardziej znanych aktorów filmów w stylu "Bollywood".
   
Cała czwórka spotyka się w świątyni, gdzie bohaterowie dochodzą do konsensusu - istotnie, jest to persona dalece poza ich zasięgiem...
 
   
   
Okiem sędziego...
 
W raportach z sesji opartych na piaskownicy, zwłaszcza rozgrywanej w systemie OD&D kampanii "Dziedzictwo Ungernów" Roberta, zawsze najbardziej podoba mi się możliwość zajrzenia za ekran sędziego i dowiedzenie się jakie tryby musiały się obrócić, by doprowadzić do zdarzeń opisywanych w części "fabularnej". I choć "[digital_shades]" z całą pewnością ciężko zaliczyć do systemów staroszkolnych, to sanboxowy charakter tej kampanii, narzędzia improwizacyjne, tabele i decydowanie o elementach świata na postawie rzutu kością sprawiają, że kilka ciekawych obserwacji poczyniłem. Zwłaszcza że od początku traktowałem całość jako jeden wielki eksperyment.
 
Przede wszystkim niemal wcale nie wykorzystałem wylosowanych z "Augmented Reality" materiałów. Zamiast dzielnicy przygotowanej jako baza wypadowa dla graczy, całość akcji działa się w świątyni, kilku randomowych bezimiennych barach i przed rogatką fabryki zabawek. Układ ulic miasta i położenie kolejnych lokacji ustalałem metodą z Vornheim.
 
Najbardziej przydatnym narzędziem okazała się lista czterdziestu imion bohaterów niezależnych z kilkoma przypisanymi cechami wyglądu i moja własna tabela abstraktów. To właśnie dzięki nim do postaci LingLinga podszedł James DeGoin (ciemniejsza karnacja, migdałowe oczy) namawiając do wzięcia udziału w zamieszkach na tle ochrony środowiska (kiedy zadałem tabeli abstraktów pytanie co spowodowało zamieszki, wylosowało się hasło "ekologia").

Nie jestem zadowolony ze sceny zamieszek pod fabryką. Wylosowany w tabeli reakcji policji z "Augmented Reality" oddział trzech policjantów z psami w odpowiedzi z rozjuszoną grupę około stu osób, do tego obecność strażników świątynnych... Ten system jest wysoce śmiertelny, z drugiej strony nie wspiera zbyt dobrze konfliktów tej skali. Scena wyszła chaotycznie - część ludzi uciekła, pojedyncze osoby podniosły rękę na strażnika, ktoś sięgnął po broń, policja otworzyła ogień, w tłumie wywiązała się bijatyka. Brakowało mi tutaj taktycznego uporządkowania, będę musiał nad tym popracować w przyszłości.

Jedna rzecz, która w walce zadziałała świetnie, to bójka postaci Exozone (David Callihan) z patyczakowatą kobietą z tłumu (ponownie NPC z pregenerowanym wyglądem z mojej listy). Rzuty kością w tym systemie przypominają trochę FU - sukces z bonusem, zwykły sukces, sukces okupiony konsekwencją, porażka lub sukces okupiony poważną konsekwencją, porażka, porażka i mogiła... W przypadku walki jedynka oznacza trafienie w osobę postronną. W czasie walki Davida jedynki padały po obu stronach, co ubarwiło inaczej mierną scenę iście karczemną burdą.
 
Potem przyleciały drony i było pozamiatane (rzut tzw. kością wyroczni).

Ostatnia rzecz o której chciałem wspomnieć, to poszukiwanie informacji przez postać Kwadrata (rzut na kontakty). Wypadła trójka, więc wzorem MG z kampanii Fieldman Theory pozwoliłem mu wybrać - albo ci się uda, ale kosztem poważnej konsekwencji, albo będzie porażka. W międzyczasie rzuciłem w tabeli InstaCitizen z "Augmented Reality". Wypadło "celebryta" - z tym, że celebryci są różni, równie dobrze mógłby to być jakiś leszcz wrzucający nagrania ze swojej sypialni na YouTube. Zdecydowałem, że konsekwencją rzutu Kwadrata będzie status tego celebryty - znany aktor, do którego ciężko się dostać. Z tym, że w ramach tej konsekwencji musiał jeszcze poczekać, na odpowiedniego informatora. Ostatecznie tożsamość eko-terrorysty ustaliła postać LingLinga.



.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz