Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


niedziela, 21 lutego 2021

OotA - wszystko zgodnie z planem...

Dramatis Personae:
Reniferowy grała Eilich - diablęciem czarownikiem niebiańskiego patrona, który był antropomorficzną personifikacją idei bezradności i paraliżu w obliczu paradoksu logicznego... Postać ta niestety zakończyła swój żywot pod koniec drugiego zadania prologu, choć patron przetrwał i pojawia się w retrospekcjach w kampanii, co powoduje zmieszanie Snorriego.
Reniferowy gra Anth'Rasmą - wygnaną za bluźnierstwo drowką, wyznawczynią Elistrae, przedstawicielką autorskiej klasy postaci Matta Mercera - Blood Hunter (taka zżyna z Wiedźmina)...
Trix gra Fossem - koboldzim wojownikiem, niekwestionowanym mistrzem połyku, z więziennym portfelem głębszym niźli Bag of Holding i talentem do bimbrownictwa...
Pivekk gra Lutorisem Caerdonel - elfem leśnym, mnichem, poważnym i stonowanym, w żałobie po małej myszce zdeptanej obcasem drowich oprawców... Poza tym Pivekk robi na sesji rzecz, której ja absolutnie nie cierpię, a on jest na tyle uprzejmy by mnie w niej wyręczać - puszcza muzykę i dba o klimat. Chwała mu za to.
Tusk gra Macchelem Temmini - uwziętym na Łupieżców Umysłów łowcą, żółwiem... czyli rasą z Tortle Package stanowiącym suplement do "Xanathar's Guide to Everything".
Beast gra Snorrim - krasnoludzkim paladynem dręczonym poczuciem winy, gdyż nie uchronił powierzonej jego opiece towarzyszki przed śmiercią (poprzednia postać koleżanki, parszywa śmierć w prologu)...
Draconic gra Shaggothem - orkiem zaklinaczem/czarownikiem, członkiem tajemniczego kultu rytualnych zabójców i kanibali, których rolą jest eliminacja słabych jednostek z puli genetycznej orków... Ubiera się jak pimp.

       

Bohaterowie niezależni:
Książę Derendil - posługujący się językiem elfickim i nienagannymi manierami quaggoth. Przy bliższym poznaniu, lub przedstawicielowi elfiej rasy zwierzy się, że jest zaklętym w tej paskudnej formie elfickim księciem. Pragnie powrócić na powierzchnię i nie przegapi żadnej okazji, by pytać napotkanych wędrowców, czy może nie słyszeli o organizowanych przez jego ojca poszukiwaniach.
Eldeth Feldrun - dumna krasnoludzka kobieta z twierdzy Gauntlgrym. Zdarza się jej flirtować ze Snorrim zwłaszcza od czasu ucieczki. Snorri nie jest zainteresowany i ją zbywa.
Jimjar - gnom głębinowy... zdaje się uzależniony od hazardu, choć zastanawiającym bywa skąd bierze rzeczy o które się zakłada. Rachunek prawdopodobieństwa zaczyna sie przy nim lekko zaginać.
Ront - ork. Duży, złośliwy i marudny. Wyżywa się na Ryczce. Wysłałem Shaggotha, żeby go zabił, bo miałem go dość.
Sarith - drow, małomówny, nie ufa Anth'Rasmie. Wsadzili go do więzienia bo w ataku szału zabił swojego towarzysza broni.
Shuushar Przebudzony - kuo-toa, pacyfista, mędrzec i mistyk. Odmawia stosowania przemocy.
Ryczka - dziecko mykonidów. Imię jest tłumaczeniem angielskiego "Stool" (i jestem z niego dumny jak cholera). Posiada przydatną zdolność telepatycznych zarodników komunikacyjnych, które nieco pomagają przy tej dziwnej Wieży Babel...

       

Plumsk!
Pochylimy się w mocno skróconej formie nad wydarzeniami sesji piątej, szóstej i (prawdopodobnie) siódmej lub ósmej.

Po przebudzeniu Anth'Rasma próbowała nawiązać nić porozumienia z Sarithem, wytłumaczyć sobie nawzajem, że ona także została odrzucona przez matriarchalne społeczeństwo drowów. Próbowała go skłonić do opowiedzenia swojej historii, lecz ten odmówił. Przyjął do wiadomości, że dla wspólnego dobra muszą pracować razem, ale przyjaźni z tego nie będzie. Próba nawiązania bliższych relacji zakończyła się niepowodzeniem.

   

Następnie drużyna wyruszyła w dalszą drogę, zaliczając pomniejsze atrakcje:

  • Shuushar czuł w powietrzu zapach Darklake, ale nie był w stanie powiedzieć z którego korytarza był mocniejszy
  • natrafili na jaskinię pełną czerwonych grzybów (tinmask) rzekomo powodujących szaleństwo
  • znaleźli zwłoki herszta bandytów, zginął śmiercią naturalną (bo jeśli zostaniesz kilkanaście razy dźgnięty w serce, to przecież naturalne, że zginiesz...)
  • stoczyli pojedynek z oszalałymi bandytami
  • walczyli z oddziałem kuo-toa, kultystów Leemooggoogoona, którzy ścigali wyżej wymienionych bandytów, ale pojmaniem drużyny też by się zadowolili
  • spotkali przyjaźnie nastawionego arykapłana Ploopploopeena, który poprosił ich o pomoc

     

Jason Thompson - fragment plakatu opisującego drogę drużyny przez kampanię
Jason Thompson - fragment plakatu ilustrującego drogę drużyny przez kampanię Out of the Abyss, źródło: https://dnd.wizards.com/articles/features/out-abyss-walkthrough-poster

Nie jestem przekonany czy jest sens opisywać, na czym polegał problem Ploopploopeena z jego córką Blibdoolvpoolp, która spowodowała rozłam w społeczności ryboludzi przewodząc nowemu kultowi Leemooggoogoona i składając mu krwawe ofiary. Był to motyw przewodni w drugiej połowie sesji piątej i większości szóstej, przy czym całość rozegrano niemal kropka w kropkę zgodnie z treścią hardcovera. To jedna z bardziej rozpoznawalnych scen tej kampanii - o wyłaniającym się z jeziora Demogorgonie można chyba przeczytać w każdej notce wspominającej tę kampanię. Na ten moment ciężko to nawet nazwać spoilerem (zwłaszcza, że demolujący miasto Demogorgon jest na okładce). 

Poza powyższym wydarzyło się jedynie kilka rzeczy odbiegające od treści przygody:

  • bohaterowie postępowali dość chaotycznie (przedwcześnie wyskoczyli przed szereg) więc scena była dużo bardziej chaotyczna i krwawa niż w oryginale
  • szaleństwo wywołane wizją Demogorgona sprowadziło na niektórych omamy wzrokowe - wydawało się im, że Topsy i Turvy (gnomy głębinowe szczurołaki) powrócili do drużyny
  • za miastem odkryli stare ruiny z kręgiem teleportacyjnym (to wskazówka żywcem wyciągnięta z Power Score Guide to Out of the Abyss - ma ułatwić przemieszczanie się po Podmroku w drugiej części kampanii, kiedy bohaterowie powracają pod ziemię zmierzyć się z demonami)
  • ponieważ zginęli wszyscy przywódcy Sloobludop, Shuushar postanowił pozostać w tyle i nauczać ryboludzi "nowych pacyfistycznych dróg życia"

   

Bohaterowie sporządzili pontony z obciętych kapeluszy grzybów zurkwood i związawszy je linami, wypłynęli na jezioro. Po drodze czekała ich trudna nawigacja oraz spotkania losowe:

  • pojedynek z agresywnymi demonicznymi płaszczkami (ixitxachitl)
  • spotkanie z rzecznym trollem rezydującym na niewielkiej wyspie (następnie jego ubicie i przy okazji poderżnięcie gardła Rontowi)
  • zgubienie pościgu
  • zgubienie drogi, co zaowocowało natrafieniem na wejście do dziwnego mokrego lochu (Oozing Temple, prowadzone niemal całkowicie zgodnie z treścią kampanii)

    

Roll20.net - screenshot z kampanii

Zamordowanie Ronta było planowane już od dłuższego czasu. Shaggoth, jako przedstawiciel specyficznej kasty orczych kultystów, ma za zadanie dbać o czystość orczej rasy. Tymczasem Ront - dając się pojmać i znęcając się nad słabszymi, okazywał słabość. Słabość wykluczającą możliwość przedłużenia jego linii rodowej. Paladyn (Snorri) nie był zachwycony tym zajściem, ale w krótkiej scenie Shaggoth wyjaśnił mu niuanse swojej kultury i religii.

  

Problem z określeniem, na której sesji miały miejsce powyższe wydarzenia wynika po części stąd, że w pewnym momencie przestaliśmy nagrywać. Po przerwie nie było już sensu wracać do nagrań, a z perspektywy czasu ciężko odwzorować kolejność wydarzeń. Do tego momentu jednak kampania idzie raczej po szynach - odhaczane są kolejne wydarzenia, ich przebieg nie odbiega znacznie od tego jak zostały opisane w scenariuszu. Kolejny wpis może być nieco bardziej ciekawy, gdyż po Oozing Temple kampania spadła z szyn i rozwaliła sobie swój głupi ryj.


.

niedziela, 14 lutego 2021

Midguard Gra Fabularna - czyli cyk, luty zaliczony...

 W lutym kontynuowałem moje zmagania z wyzwaniem fanpejdża "Mistrzowanie po Sznurku" rozgrywając sesję "Midguard Gra Fabularna". Gwoli przypomnienia: wyzwanie polega na tym, by przez cały rok 2021, w każdym miesiącu poprowadzić rozgrywkę tytułu spełniającego hasło danego miesiąca. W lutym brzmiało ono: "polska gra wydana w 2020 lub 2021 roku". Jako że starter został opublikowany jakieś pół roku temu na DriveThruRPG, a w chwili obecnej trwa zbiórka crowdfundingowa na wydanie pełnego podręcznika - to wydaje mi się, że tytuł się kwalifikuje.

    


    

Dla pełnej transparentności muszę zaznaczyć na początku, że wikingowie to nie moje klimaty, a do samego tytułu już na wstępie podszedłem ze zniechęceniem. Jeśli zatem starter miałby kogoś przekonać do wsparcia pełnej gry, to w moim konkretnie przypadku startował z przegranej pozycji. Moje zniechęcenie może też rzutować na wydźwięk poniższego tekstu, więc proszę, by potencjalny czytelnik cedził moje słowa przez sito wyraźnych uprzedzeń. 

  

Dlaczego zatem zdecydowałem się prowadzić grę, która już w pierwszym kontakcie mnie odrzucała? Przede wszystkim chciałem podejść do wyzwania trochę bardziej ambitnie. W teorii mógłbym chwycić za którąś z jednostronicowych gier od ekipy Fajerbola, czy jakiś tytuł na 15 minut i odhaczyć luty "na odwal się"... Z tym, że mam wrażenie, nie taka jest tego wszystkiego intencja. Wydaje mi się, że te hasła celowo tak zostały sformułowane, by zachęcać do wychodzenia ze strefy komfortu, próbowania czegoś nowego, poszerzania horyzontów. Takie hasła jak "daj drugą szansę grze, która ci nie podeszła" (grudzień) czy "gra z kupki wstydu" (marzec/październik) lub "popularna gra, która cię ominęła" (kwiecień) zdają się potwierdzać moje przypuszczenia. Jednocześnie nie śledzę sceny wydawniczej w Polsce na tyle uważnie, by znać wszystkie nadchodzące premiery. Coś słyszałem o drugiej edycji "Psiej Krwi", ale po videorecenzji pierwszej edycji na YouTube (kanał "Max Markol") nie czuję się specjalnie zachęcony, wiem coś o Nibiru, ale po pierwsze nie moje klimaty, po drugie to zdaje się tłumaczenie jest... Być może "Słowianie" łapią się jeszcze w widełki czasowe wyzwania, ale pewności nie mam... Być może nie - tak świetnie się orientuję, że nawet nie wiem.

   



   

Do sesji, która dla mnie miałaby także być jazdą próbną systemu, starałem się przygotować rzetelnie. Początkowe przeszukiwanie internetu cele znalezienia jakichś informacji i lepszego przygotowania się do gry nie były szczególnie owocne. Nagrania z kanału "Erpegowy BrodA" i opinia tamtejszych graczy pod koniec nie miały żadnej wartości, bo kanał jest patronem medialnym gry, więc ich słowom należy dawać tyle wiary, co reklamie twierdzącej, że zestaw "Happy Meal" zaspokoi połowę dziennego zapotrzebowania twojego dziecka na warzywa. Ponadto odniosłem silne wrażenie, że oceniali sesję, nie scenariusz czy system - bawili się dobrze, ale pozytywnie nastawieni gracze i odpowiednio zdolny MG z najgorszego gówna ukręcą super zabawę. Sesja na kanale "Kości zostały rzucone" - spoko luzackie spotkanie przy piwku, bardzo zrelaksowani uczestnicy... no fajnie. Ale wartość edukacyjna zerowa. Z pewną niechęcią i bez większych nadziei zajrzałem na kanał "Karczma Baniaka" i to był strzał w dziesiątkę. Dziewczyna przedstawiła setting, streściła podstawy mechaniki, w trakcie sesji też wszystko było klarowne, a rzuty widoczne na nagraniu. Zdecydowanie najbardziej wartościowy materiał jeśli chodzi o naukę systemu. Post factum przyszło mi też do głowy, że Bitewny Biurokrata byłby dobrym patronem medialnym dla takiego systemu - biorąc pod uwagę jak wyglądają jego sesje, jakie ma podejście do tłumaczenia niuansów mechaniki graczom i widzom oraz że zdarzało mu się grywać w co bardziej ciężkie systemy...

   

Po lekturze startera mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest on piękny - profesjonalny skład, piękne grafiki (zresztą z odpowiedzialną za oprawę graficzną Anną Jarmołowską miałem okazję współpracować przy drugiej części Opowieści z Cormyru), dość jasno i z przykładami wyjaśnione zasady i kompletna przygoda. Z drugiej - są momenty kiedy starter jest przegadany. Mocno uderza tłumaczenie w drugim zdaniu czym są gry fabularne - na miłość Sigmara, pobrałem go z DriveThruRPG, jaka koniunkcja dziewięciu układów musiałaby nastąpić, żebym tam zbłądził nie wiedząc czym są papierowe RPGi i jeszcze w dodatku przypadkiem natrafił na ten starter? Ale to taka uwaga ogólna, bo dochodzę do wniosku, że akapit "czym są gry fabularne" to taki mem, który pojawia się w większości gier, kiedy hobby jest już na tyle znane i przenikające do popkultury, że moglibyśmy to sobie śmiało odpuścić. Ponadto mam poczucie, że jak na starter - czyli pierwszy kontakt z grą, który wraz z przygodą ma pozwolić na liźnięcie systemu i poznanie jego podstaw - zawiera zbędne zasady. Na co mi zasady dotyczące usług, relaksu, prywatnych klinik czy odzyskiwania koncentracji jeśli są to rzeczy bardziej przydatne przy kampanii, a nie w załączonej przygodzie? Kolejność prezentacji treści niestety także nie jest pozbawiona poważnych błędów - zasady powołują się na terminy mechaniczne, zanim je zdefiniują - dla przykładu czytamy w rozdziale o klasach postaci i atutach o przebiciach, przesunięciach i dubletach, nim poznamy podstawy mechaniki wyjaśniające czym są. Dodatkowo rozdział o broni zawiera informacje o regułach zmieniających działanie krytyka - nim dowiemy się co w zasadzie ten krytyk robi standardowo. Te potknięcia i nieścisłości jedynie utrudniają naukę systemu, który przez swoją złożoność i tak nie należy do najłatwiejszych. Inna rzecz - niepotrzebne lanie wody - pisanie o tym, że kiedyś coś tam na kości nie wyjdzie i rozwodzenie się nad tym, że umówmy się "często będzie się zdarzać, że na kości coś nie wyjdzie..." - taki bezpośredni, lekko zawadiacki styl, nawiązujący może do klimatu w jakim został napisany podręcznik Neuroshimy - tutaj zaciemnia obraz całości. Dałbym przejrzeć tekst redaktorowi - prawdopobodnie tekst by skorzystał na cięciach i wywaleniu niepotrzebnych ozdobników.

    

Dwa tygodnie poświęciłem na przygotowania, lekturę startera i rekrutację. W ogłoszeniu zaznaczyłem, że na pierwszy rzut oka system ma dużo więcej "crunchu" niż mieści się w mojej strefie komfortu, więc będę wymagał od graczy zapoznania się z zasadami przed sesją, zorientowania się z tym jak działa wybrana przez nich postać i ewentualnego wsparcia. Zgłosiło się paru graczy, ale po tygodniu okazało się, że część z nich co do joty przestrzega pewnego poradnika dotyczącego rekrutacji internetowych - szczególnie zwracam uwagę na punkt czternasty.

    

Raport z sesji

W sobotę rano rozegraliśmy sesję. Weterani zostali zbudzeni wezwaniem Jarla. Opuścili swoje ciasne mieszkanka i przedzierając się przez zatłoczone ulice Uppsali, zmierzali na spotkanie z Jarlem. Z góry atakowały ich reklamami podwieszane na szklanych elewacjach holograficzne ekrany i billboardy. Jakaś skald kołysała się na kuli do wyburzeń, na innym ekranie zapętlona reklama ProfetNetu przekonywała, że za pieniądz można u nich uzyskać prawdę. Celowy foreshadowing.

    

Jarl poinformował Weteranów, że zbliża się Ragnarok i tym razem na poważnie, wcale nie ma na myśli kwartalnej kontroli fiskusa. Po skutej lodem stronie Midgardu powstały wzgórza - każde z nich okazało się być Jotunheimskim gigantem zmierzającym w stronę bastionu, by go zniszczyć. Trzydziestometrowe kolosy niszczyły wszystko na swej drodze i zdawały się być odporne na atak wahadłowców. Jarl przedstawił drużynie plan - wybrać wąskie gardło, na granicy bastionu, skoncentrować ogień. Nagle spotkanie przerwało pojawienie się Wölwy, która po przyjęciu należnych jej honorów, zasugerowała, że Ragnarok zbliża się prawdziwie, ale zostanie powstrzymany jedynie jeśli linia ostatecznej obrony zostanie ustanowiona we wskazanym przez nią miejscu... Po czym wskazała przedmieścia Uppsali, miejsce pozbawione jakiegokolwiek znaczenia strategicznego, bezsensownie odsłonięte i trudne w ufortyfikowaniu. Jarl skorzystał z jej rady, wysyłając Weteranów przodem, resztę oddziałów kierując do ewakuacji przedpola. Zapytana o zapłatę, Wölwa uśmiechnęła się, kwitując, że tym razem na jej koszt, przynajmniej Jarl nie będzie musiał się obawiać kontroli finansowej jak końca świata.

    

Weterani dokonali rekonesansu. Magazyn, jakiś zakład przemysłowy produkujący niewielkie rdzenie hekseryczne - po drugiej stronie skrzyżowania niższy wieżowiec korporacji produkującej śrubki i siedziba pomniejszej korporacji medialnej Ratatoskr Incorporated (nawiązanie o występującej w mitologii nordyckiej wiewiórki biegającej po Drzewie Życia roznoszącej plotki i obelgi). Z biegiem czasu coraz mniej rzeczy miało sens - kurs jaki gigant obrał, oraz fakt, że teraz zaczął się kierować w stronę Weteranów, nie miał ze strategicznego punktu widzenia absolutnie żadnego sensu. W dole oddziały straży Jarla zaczęły układać zapory, stanowiska karabinów maszynowych i worki z piaskiem. W międzyczasie stracili wgląd w jego ruchy, gdyż wahadłowiec Sierżant Arne z Heimdal Security został strącony z nieba - ostatnie co im przekazała, to że gdzieś w pobliżu kolosa kręcą się wahadłowce cywilne korporacji medialnych...

    

Kiedy lodowy gigant pojawił się w zasięgu, Jaeger rozpoczął ostrzał z dachu Ratatoskr Incorporated. W tym samym czasie, po drugiej stronie skrzyżowania - na dachu żelbetowego bunkra fabryki Huskarl szykował hekseryczne inkantacje. Z każdą rundą zarządzałem test Wyczulonych Zmysłów o stopniowo zmniejszanym poziomie trudności (począwszy od Legendarnego). Walka była dość jednostronnym wysiłkiem... Z woli Ullra Weteranom zazwyczaj wypadały krytyki, kiedy mnie - niestety pechy - i to kilka razy pod rząd. W trakcie jednego z pechów okazało się że nie dość że gigant nie trafił w Stormreda, lecz gdzieś z jego dłoni wypadł i potoczył się po dachu jakby puklerz z projektorem i repulsorami... wyglądało to trochę jak dron. Wkrótce testy na spostrzegawczość stały się wystarczająco łatwe, że Weterani przejrzeli iluzję. Nie walczyli z jednym kolosem. Walczyli z dwudziestoma drobnymi dronami utrzymującymi holograficzną projekcję giganta i niszcząc wszystko na swojej drodze laserowymi obrzynami... Kruger połączył kropki, nie ruszając się nawet z miejsca, wyciągnął przypasany przy biodrze pistolet i strzelił za siebie - prosto w skrzynkę elektryczną z runą Thora, zasilanie anteny. Drony zaczęły mieć problemy z koordynacją i utrzymaniem iluzji. Oddziały naziemne Jarla otworzyły ogień. Wkrótce dronów było zbyt mało by tworzyć koherentny obraz.

  

Weterani zinterpretowali wahadłowce Ratatoskr Inc jako źródło sygnału i rzucili się za nimi w pościg... zostawiając za sobą pusty wieżowiec, z którego trzewi zbiegł mózg całej operacji i prezes medialnego imperium - Bo Bau Ericsen. Zapadł się pod ziemię, zostawiając za sobą zwłoki czterech pilotów, których po nieudanej akcji sam zastrzelił, oraz czarną skrzynkę - nagrania obciążające współodpowiedzialnością za spisek i zdradę stanu radę nadzorczą. Z porozrzucanych wskazówek, przesłuchań i zeznań świadków złożył się pełen obraz jego planu - chciał osłabić wpływy ProfetNetu - w końcu kontraktualnie są zobligowani zawsze do mówienia prawdy, zatem Wölwy zapytane wprost "czy to Ragnarok?" będą musiały odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że nie. Tym samym udałoby mu się zaskoczyć zupełnie ignorujących zagrożenie Jarlów i dokonać zniszczeń na taką skalę, że zaufanie do wieszczy zostanie zachwiane. Marzył mu się świat w którym media mogą manipulować obywatelami, ustanawiać nowych rządzących i przekreślać szansę innych, świat półprawd i nierzetelnie raportowanych faktów, świat w którym to medialne elity decydują, kto jest godzien żyć i rozwijać karierę, a kto jest niewygodny, niepoprawny politycznie, kogo można przekreślić... Marzył mu się świat niepokojąco podobny do dystopijnej wersji wydarzeń, jakie mają miejsce w naszym obecnym świecie... Bo czyż nie o tym jest cyberpunk? O zadawaniu pytań o kondycję i godność człowieka w świecie korporacji? Czy z pewnego punktu widzenia to nie media przesądziły o wynikach wyborów w Stanach, czy Twitter i jego tłum rozwścieczonych pieniaczy nie jest w stanie zniszczyć bezrefleksyjnie czyjejś kariery? Takie wątki chciałem eksplorować jako podstawowe motywacje głównego złego tego jednostrzała... Nie przewidział jedynie, że znajdzie się Wölwa gotowa skłamać. Gotowa "przepowiedzieć" nieprawdę, wiedząc dokładnie, co musi powiedzieć, by pokierować losami Weteranów tak, by ocalić Uppsalę.

   

Bałagan dyplomatyczny, jaki po tym powstał, był rzecz jasna koszmarny. Jotunheim był oburzony, że ktoś wycierał sobie nim mordę dla swych brudnych interesów i wyznaczył nagrodę z głowę Ericsena. Jednak prawdziwe dreszcze wywołała reakcja Asgardu. Prezesowi nigdy nie będzie dane trafić do Walhalli - jeśli uda się im go dorwać, będzie wskrzeszany i cyborgizowany tak długo, aż nie odkupi swych win, walcząc w licznych wojnach. A skoro jego winą było to, że zadrwił z Ragnaroku, to aż do końca dni ostatecznych tę winę będzie odkupywać. Pobladły Jarl postanowił więcej nie żartować już z Ragnaroku, tym bardziej przy czymś tak błahym jak wizyta fiskusa...

    

Podsumowanie

Tę mechanikę się trudniej czyta, niż prowadzi. Na pierwszy rzut oka coś bardzo crunchowego - jak skrzyżowanie Dungeons & Dragons 3ed z Savage Worlds - modyfikatory za każdą możliwą pierdołę, drobnostki w stylu -2 za coś +3 za coś innego. Poziom crunchu jest wciąż wyższy niż coś, z czym czuję się komfortowo, ale w trakcie sesji układa się to dość płynnie - wystarczy wyznaczyć sobie procedurę - spojrzeć na poziom trudności, określić testami refleksu inicjatywę, określić ilość strzałów, wykonać rzut i uwzględnić modyfikatory za strzał do walki w zwarciu, za zasięg (inny dla każdej broni), za celowanie w konkretną część ciała, za wielkość celu i za stany (ogłuszenie, otumanienie, modyfikatory wynikające z poprzednich pechowych rzutów, czy strzelanie "na ślepo"), uwzględnić efekty krytyka i dubletów. Mając powyższe na względzie - gra bardzo skorzystałaby na ekranie Mistrza Gry. Część tabelek jest na karcie postaci, co jest bardzo pomocne, ale cała procedura, pozostałe modyfikatory i tabele konsekwencji pecha - dobrze byłoby mieć to wszystko przed oczyma.

    

Gracze kwestionowali użyteczność kości losu. Zdaje się, że poza wyjątkowymi sytuacjami dubletu, tak naprawdę niewiele robi. Po sesji wywiązała się też krótka dyskusja na temat kolejności rozdziałów w starterze - powyżej streściłem moje zdanie na ten temat, lecz ktoś słusznie zauważył, że w zasadzie jaka jest różnica między układem treści w Midguardzie w porównaniu do np. takiego D&D? Tylko że Midguard nie jest znaną franszyzą, dopiero próbuje się przebić na rynek - moim zdaniem powinien lepiej deklarować się czym jest i do czego służy - ukrytym klejnotem była tu np. wzmianka o tym, że ta gra nie jest o liczeniu amunicji, ponieważ ten temat istotnie wypłynął w trakcie sesji.

  

Z zaskoczeniem muszę przyznać, że po sesji tytułu, do którego podchodziłem z gigantyczną dawką sceptycyzmu i niechęcią, igła barometru mojego zainteresowania przesunęła się na plus. Niestety jeszcze niewystarczająco by przekroczyć próg "BIERĘ W CIEMNO!" albo "SHUT UP AND TAKE MY MONEY!". Wciąż mam mieszane uczucia. Być może potrzebuję jeszcze jednej sesji - jednak bez fabuły i lore, bardziej czegoś w stylu "Jarl wzywa was przed swoje oblicze, by... NAGLE WPADAJĄ NINJA, RZUCAMY NA REFLEKS!!!". 

   



    

Czytając opinie o systemie, czy reakcje w komentarzach na Facebooku, mam wrażenie, że ludzie wspierający tę grę są zakochani w konwencji, w przedstawionej estetyce. Tylko że do tego równie dobrze można by wydać sam setting. Ile osób ze wspierających bierze pod uwagę jakość mechaniki? Ile zadaje sobie pytanie o płynność rozgrywki? Czy ktoś w ogóle zastanawia się nad tym na ile mechanika wspiera założenia gry? Po moich pierwszych, dość powierzchownych doświadczeniach (nie będę udawał, że po trójgodzinnym jednostrzale jestem nagle ekspertem w temacie, jedynie mogę mówić o wrażeniach, nioskach i emocjach) wydaje mi się, że raczej tak. Biorąc pod uwagę militarystyczny charakter gry, powiedziałbym, że mechanika pasuje do świata przedstawionego. Nie uważam, żeby jakoś szczególnie wspierała tworzenie scenariuszy, bo przy złożoności mechaniki jednak trzeba będzie sobie potencjalnych przeciwników Weteranów rozpisać dość dokładnie, ale niuanse zasad walki i różnice (czasami subtelne jak - inna szybkostrzelność, ale za to lepszy zasięg) pozwalają na taktyczne planowanie akcji i dobór rynsztunku do zadania. Skłaniamy się tutaj trochę w stronę delikatnego symulacjonizmu, ale koniecznego dla gry skoncentrowanej wokół wojskowych akcji. Drużynę Weteranów możnaby jakoby porównać do "Drużyny A" - każdy będzie tu miał swoją rolę - Skald będzie odwracał uwagę zauroczonej nim reporterki, by za jej plecami Jaeger mógł kręcić beczki helikopterem... Biorąc pod uwagę przekrój mojego hobby w pewnym sensie Midguard wypełnia pustkę po Neuroshimie - dużo wygrzewu, nawalanki bronią palną i ostrzał z dachów.

  

Cały ten eksperyment miał też efekty uboczne. Wyrobiłem sobie dość ostre opinie na temat instytucji "patronatu medialnego". Zacząłem kwestionować sens jego istnienia - jeśli jedyne co robisz to przeklejasz śmieszne obrazki i grafiki promocyjne autora to czym to się różni od bycia tubą reklamową? Osobiście zazwyczaj mam tak, że im mocniej ktoś mnie namawia do kupienia czegoś, tym bardziej podejrzliwy się robię. A Midguard miał naprawdę intensywną akcję promocyjną. Z drugiej strony, bez tego pewnie nie dowiedziałbym się o istnieniu systemu (choć równie prawdopodobne było, że dowiedziałem się o jego istnieniu bo dla wyzwania Mistrzowanie po Sznurku zacząłem wertować wszystkie pozycje polskojęzyczne z 2020 na DriveThruRPG). W internetowych dyskusjach i komentarzach pod postami "patronów" widziałem zarzuty, że gra to kolejny hearbreaker, że sesje pokazowe są robione na odczepnego ignorując mechanikę... Nie wiem czy wyłącznie pochwalną narracją i pomijaniem tak istotnych rzeczy jak mechanika nie robi się tu więcej szkody - ostatecznie przecież to konsument może na końcu poczuć się oszukany i stracić zaufanie do całego środowiska. Mnie osobiście irytowały sesje "pokazowe", które tak naprawdę nic nie pokazywały. Mam świadomość że jest różnica między instytucją recenzenta a patrona medialnego (Wikipedia wręcz tego drugiego zrównuje do narzędzia PR'owo-reklamowego), ale czuję że mówiąc szczerze o zaletach i wadach gry można osiągnąć więcej. 

   

Przykładowo taki "Erpegowy Codziennik" - tu akurat dziewczyna odwala kawał dobrej roboty, bo pisząc o Nibiru wskazuje na jego elementy pokazując co się jej podoba a co nie - nie wiedziałbym w ogóle że ma partonat, gdybym nie sprawdził przed napisaniem tej notki. Inna rzecz, że każdy element nad którym się zachwyca, uświadamia mnie że ta gra absolutnie nie jest w moim stylu odwodząc mnie od myśli o zakupieniu (ot, dygresja). Z drugiej strony może właśnie w tym tkwi sedno? Kiedy siedząc na kanale głosowym Discorda po sesji wymieniałem rzeczy, które mi nie podeszły w Midguardzie, jeden z uczestników rozmowy stwierdził, że to co wymieniam jemu akurat się podoba i przekonuje go do zakupu. Jak mawiał Khaki - różni ludzie różnie grają w różne gry - może sedno dojrzałego środowiska RPGowego tkwi właśnie w szczerej rozmowie o grach? To co dla jednego może być odpychające - drugiego zachęci i vice versa.

   

...a może cały mój argument jest bez sensu, bo z biznesowego punktu widzenia wybieranie na patronów osób krytycznych względem twojego produktu jest dla twórcy zbyt ryzykowne.

    

Jest jedna rzecz, którą chciałbym z całą stanowczością postawić jasno. Niezależnie od mojej opinii o grze, niezależnie od tego, czy ostatecznie zdecyduję się na wsparcie zbiórki czy nie (zresztą "mój głos i tak nie ma znaczenia" - gra już się ufundowała) - mam gigantyczne pokłady szacunku dla Artura Szymały i jego zespołu. Postawili sprawę jasno - starter był dostępny za "co łaska" na DriveThruRPG (aczkolwiek z tego co widzę produkt jest już niedostępny - prawdopodobnie dlatego, że został zastąpiony starterem dostępnym ze strony zbiórki). Każdy mógł sprawdzić mechanikę, przetestować przykładowy scenariusz i wyrobić sobie zdanie. Każdy miał na to niemal rok. To świadczy o wielkiej odwadze i pokładach wiary we własne dzieło - wystawić coś na publiczną krytykę, być tak przekonanym o jakości swojej pracy, że ufało się, że więcej osób zachęci niż zniechęci i do tego pokazać się "oto moja gra, nie kupujecie kota w worku"... Wzbudza to mój najwyższy respekt. Autor pewnie nigdy nie przeczyta tych słów, ale Arturze, jeśli jednak tu zbłądziłeś - tak jak ten jeden promil ludzi, którzy nie wiedzieli co to RPGi i przypadkiem trafili na DriveThruRPG i dowiedzieli się tego z drugiego zdania Twojego startera - odwaliłeś kawał dobrej roboty i z całego serca życzę, by sukces zbiórki Ci to wynagrodził.


.