Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


niedziela, 9 września 2018

TPK z przytupem...

Wielokrotnie narzekałem już na to, że scenariusz "Trader Pass" jest słaby. Typowy railroad o wąskich gardłach, gdzie bohaterowie muszą zrobić coś dokładnie tak, jak przewidział autor... albo zginąć marnie. A ponieważ mam kreatywnych i lekko przekornych graczy, którzy nigdy nie robią tego, czego się od nich oczekuje - wiedziałem, że czeka ich śmierć.
   
Jeden z moich graczy został niedawno ojcem. Sen stał się luksusem, a zabijanie zombiaków jest bardzo nisko na jego liście priorytetów. Inny gracz wyjechał z Poznania za chlebem, na czas przygotowywania się do sesji nic nie sugerowało by planował powrót. Stwierdziłem, że nie ma szans na dokończenie kampanii, która mogłaby ciągnąć się jeszcze z dwadzieścia sesji, a nie chciałem by wisiała niedomknięta i była wszystkim wyrzutem sumienia. Przygotowałem się do sesji, skonsultowałem na discordzie optymalną taktykę walki przeciwników (która i tak poszła do kosza) i kiedy tylko udało się zebrać wszystkich - postanowiłem zamknąć kampanię z przytupem, zabijając wszystkich bohaterów w epickim starciu pod naporami hord nieumarłych. To jest moja wersja i będę się jej trzymał...
   
...chociaż złośliwi będą twierdzić, że wolałem udowodnić jakiemuś randomowi z internetu, że jego scenariusz jest mega słaby, zamiast go naprawić i dostarczyć dobrej zabawy graczom.
 
Jeśli zaś chodzi o samą sesję... Pewien handlarz egzotycznymi winami jest sekretnie członkiem kultu śmierci. Orkowy szaman podarował mu czarny ołtarz polecając, by ten stworzył armię nieumarłych. Na opuszczonej farmie metodycznie powołuje do stanu nie-żywota wykradane z okolicznych cmentarzy ciała. Na moment rozpoczęcia przygody już zbudował pokaźne siły ponad sześćdziesięciu szkieletów i zombie. Nieumarłych da się pokonać bardzo łatwo - niszcząc ołtarz - co spowoduje że nekrotyczna energia ich opuści i rozsypią się w pył. Bohaterowie dowiedzą się tego... tylko w jeden możliwy sposób o konkretnej porze włamując się do mieszkania kultysty, znajdując konkrene pomieszczenie i konkretną skrzynkę, następnie czytając konkretny list spisany po orczemu (i w żaden inny sposób).
 
Inaczej czeka ich walka z kilkudziesięcioma nieumarłymi i czarownikiem czwartego poziomu.
 

 
Czy ja muszę w tym momencie w ogóle zaznaczać, że moi gracze całkowicie olali dom handlarza winem i zamiast tego udali się wpost na podejrzaną farmę?
   
Trzeba było przyznać, że trzymali się dzielnie. Udało im się zabić z czternaście szkieletów i czterech zombie nim polegli. Lamdin w tym czasie rzucał na przemian "command" (nakazując drużynowemu wojownikowi by zabił drużynowego czarodzieja) i "sacred flame" (1d8 obrażeń). Gdy trzecią turę z rzędu z budynku wychodziła kolejna grupa nieumarłych - gracze zbledli pytając z niedowierzaniem "ile tego tam jeszcze jest". Mag poległ pierwszy, chwilę później psionik. Wojownik wytrzymał jeszcze kilka tur, ale zanim zdążył wziąć "drugi oddech" (second wind) został otoczony przez zombie. Dwa ciosy wystarczyły...
 
Ten scenariusz jest słaby, a żadna drużyna na drugim poziomie nie miała prawa tego przeżyć...


.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz