Nie lubię ogłoszeń w stylu "szukam MG, który mnie przygarnie lub ekipy z MG" bo są w pewnym sensie oksymoronem. Są wewnętrznie sprzeczne. Ich autorzy nie szukają, tylko rzucili hasło w eter i spoczęli na laurach czekając, aż chętni ustawią się w kolejce. Same ogłoszenia są jednak relatywnie nieszkodliwe, może lekko naiwne, więc w takim wypadku zazwyczaj zwracałem uwagę, że skuteczniejsze jest aktywne szukanie - przejrzyj ostatnie dwa lub trzy tygodnie ogłoszeń MG rekrutujących do swoich kampanii, zobacz czy są wolne miejsca, jeśli nie ma - odezwij się do MG na priv, może w międzyczasie się coś zwolniło.
Jednak ci, którzy znają mnie lepiej lub mieli szczęście w nieszczęściu trafić na jedną z moich discordowych tyrad okraszonych ostrym językiem i pełnymi oburzenia inwektywami, wiedzą, iż do białej gorączki doprowadzają mnie ogłoszenia "drużyna 4-5 osób szuka MG". Pomijam fakt, że ogłoszenia "gracz szuka MG" kilka odpowiedzi "ja też" później stają się ogłoszeniami "drużyna szuka MG". Mówię tu o sytuacji, w której ludzie, którzy już się zebrali i mieli okazję poznać, szukają jele... ekhem, prowadzącego. Przypomina mi się sytuacja z początków funkcjonowania TeamSpeaka GFO, kiedy na sesję Bolka przyszła zgrana paczka kumpli i wewnętrznymi żarcikami i trollowaniem rozwalili grę zabawiając się jego kosztem. Próby wyjaśnienia, że prowadzenie to nie jest jakaś wiedza tajemna nie do pojęcia przez prosty lud (jak teoria strun czy pseudolosowości) spotykają się z oporem, albo wręcz postawą roszczeniową (ale my CHCEMY grać razem i tylko coś takiego wchodzi w grę). Na nic tłumaczenie, że to tylko rola przy stole, na nic propozycje prowadzenia rotacyjnego...
Amerykanie mają takie powiedzonko "beggars can't be choosers" - najbliższym odpowiednikiem byłopy pewnie "darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby" choć tutaj jest to bardziej coś w stylu "jeśli to ty masz sprawę i przychodzisz po prośbie, nie oczekuj, że wszyscy będą się gimnasytkować, żeby cię zadowolić"... Innymi słowy - jeśli mimo prób nie udało się znaleźć MG do prowadzenia całej grupie, może warto się zastanowić nad tym, żeby ktoś z grupy się jednak poświęcił dla ludzkości i poprowadził. W tym momencie "ale my chcemy zagrać razem" czy "ale szukamy kogoś kto ma już w tym doświadczenie" - to stawianie dodatkowych wymagań. Taka grupa nie ma specjalnie mocnej pozycji w tych negocjacjach.
Nie uważam, żeby prowadzenie wymagało jakichś szczególnych kompetencji. Można mieć predyspozycje, czy preferencje, ale "wymagana" jest jedynie znajomość mechaniki w takim samym stopniu jak do stworzenia postaci, umiejętność czytania ze zrozumieniem, sprawny słuch i aparat mowy. Wymagania, które spełnia większość absolwentów podstawówki. Nie masz pomysłu na przygodę? Weź gotowca. Nie masz pojęcia jak świat reaguje na dziwne zachowania bohaterów graczy? Wpadają orki z zasadzką, walka potrwa do końca sesji, będziesz miał tydzień, żeby się zastanowić. A zatem nie uważam, żeby prowadzenie wymagało jakichś szczególnych kompetencji, ale jeśli ktoś tak uważa - to nie potrzeba mu po drugiej stronie stołu kolegi, który gra innymi pionkami, lecz specjalisty posiadającego zestaw umiejętności (których według swego subiektywnego mniemania sam nie posiada) oczekując od niego dostarczenia dobrej zabawy (czytaj: "nietrwałej korzyści niematerialnej nierozdzielnie fizycznie powiązanej z osobą która jej dostarcza")... I tu właśnie wchodzimy na grząski grunt sprowadzania relacji gracze-MG do relacji usługobiorcy-usługodawca, gdyż powyższe oczekiwania sprowadzone do pojęć podstawowych brzmią jak encyklopedyczna definicja usługi.
Żyjemy w kapitalistycznej rzeczywistości. Kiedy trawnik mi zarośnie, mogę sięgnąć do garażu po kosiarkę i wykonać kilka kółek dookoła domu. Nie jest to istotne czy się na tym znam, czy nie - być może pozostanie niedokoszony pasek chwastów przy płocie, lub ominę kilka kęp, ale potrzebowałem mieć skoszony trawnik, to go skosiłem. Ale jeśli nie chcę - nie muszę tego robić. Mogę zatrudnić ogrodnika (osobę kompetentną w materii wegetacji i wyposażoną w odpowiednie narzędzia), który wykona USŁUGĘ skoszenia trawy, za którą zapłacę z góry ustaloną kwotę. Kiedy jestem głodny - idę do kuchni, sięgam po jakieś garnki, męczę się dwie godziny i robię coś do jedzenia. Nie jest to żarcie o wybitnych walorach smakowych i unikalnej kompozycji aromatów, ale żołądek zapełni. Jeśli mi się nie chce - mogę zatrudnić kucharkę, która przyjdzie kilka razy w tygodniu i zostawi jedzenie w lodówce... Za co oczywiście będę zobowiązany jej zapłacić. Powyższe przykłady nikogo nie dziwią. Dlaczego zatem nawet mimochodem sugerowana propozycja prowadzenia RPG za pieniądze jest tak bulwersująca dla wielu RPGowców w środowisku?
Osobiście lubię prowadzić. Nawet preferuję. Ale prowadzę swoim dobrym kolegom. Bilans zysków i strat wyrównuje się w naszej mikrospołeczności. Oprócz tego, że mistrzuję, spędzam też miło czas z ludźmi, których lubię. Możemy porozmawiać na inne wspólne tematy, mogę zapytać czy mała już ząbkuje, a jak trzeba pomalować sufit albo zerwać wykładzinę podłogową - jest do kogo się zwrócić. Kiedy nie prowadzę znajomym, lecz zbieram obcych ludzi z internetu do swojej autorskiej kampanii lub jednostrzała moją korzyścią jest kreatywny wygrzew i sprawdzenie gry, w którą chciałem zagrać. Jaką korzyść mam ze zorganizowania zabawy grupce ludzi których nie znam, a którzy traktują mnie przedmiotowo, jako "brakujące ogniwo" żeby mogli razem poturlać kostkami? Co mam z tego, że przyjdę wykonać dla nich usługę - poprowadzić ten konkretny system, który chcą i wplatać ich postaci i ich wątki w fabułę?
Skąd ta notka blogowa? Na jednej z grup, którą moderuję pojawił się post, w którym autor poszukiwał MG do poprowadzenia grupie znajomych. I to nie byle jakiego MG... tylko "doświadczonego". Jeszcze dyskusja się dobrze nie zaczęła, a już stawiane są wymagania. Pytania co oferuje w zamian budziły zaskoczenie i puste deklaracje w stylu "dobrą zabawę i miłe słowo". I choć autor zapierał się, że przecież nie wymaga niczego nadzwyczajnego ponad "ogarnięcia kilku osób przy stole" to wkrótce lista jego oczekiwań wzbogaciła się o:
- wplecenie kilku jego pomysłów w kampanię
- wyszukiwania grafik ilustrujących lokacje w grze
- rozpisywania historii NPCów...
Od tego czasu post został już usunięty, ale w kilku miejscach w internecie (od trollpagów, po rzekomo poważne grupy dyskusyjne) pojawiło się pokłosie w postaci burzliwych dyskusji na ten temat. Dochodzę do kilku wniosków. Po pierwsze - ludzie mają problem z czytaniem ze zrozumieniem, po drugie dyskusja pozbawiona kontekstu to dyskutowanie dla samej sztuki dyskutowania. Po trzecie - ludzie piszący kąśliwe komentarze (mnie pewnie włączając) stanowczo przeceniają swoją przenikliwość i sarkazm. Poniżej kilka co bardziej soczystych kąsków w postaci cytatów:
"[...] mistrzowalem 10 lat po minimum 6 sesji miesięcznie. Średnio 6h grania czyli jakieś 4320 godzi mistrzowania. Gdzie jest moje prawie 0,5mln?"
Ale czy wszystkie te sesje były dla totalnie obcych randomów z neta stawiających żądania? Mam szczere wątpliwości. Tak jak pisałem w swoim wywodzie wyżej - najbliższym znajomym to ja też mogę poprowadzić.
"Iksde. Piwo i pół pizzy. Kto normalny będzie płacił za coś co można samemu zrobić xD"
A jednak sami nie robią... cóż za konundrum...
"Uważam że prowadzenie za pieniądze jest dla mnie pomyłką. Branie kasy za moje hobby jest nie w moim stylu."
"Mistrz gry robi to dla satysfakcji z pasji a nie dla pieniedzy"
"Zobaczylam argumenty o pasji i hobby jako czynnikach wykluczających możliwość zarobku. Aż mnie pieką oczy od tak silnej cebuli."
W zasadzie ta ostatnia Pani w punkt odpowiedziała na poprzednie przytoczone komentarze. Widziałem zdecydowanie za dużo dyskusji między artystami zarabiającymi na grafikach na zamówienie skarżącymi się na ludzi w stylu "ładnie rysujesz, narysuj mi coś za darmo". Niektórym się wydaje, że sam fakt, że jest się w czymś dobrym, uprawnia innych do tego by się z nimi tym dobrem nieodpłatnie dzielić. Głęboko niepokojące myślenie. Oczywiście, że można łączyć pracę z hobby. Niektórzy programiści w weekend też wyklepią jakiś kod jeśli potrzebują programiku który będzie za nich liczył jakąś pierdółkę. Niekomercyjny, hobbystyczny projekt.
"[...]Jak widać spora grupa graczy nie widzi takiej potrzeby i IMO słusznie. Zawsze lepiej samemu coś poznać, zainteresować się niż płacić. W końcu jest to forma hobby.[...]"
Przykład ilustrujący jak brak kontekstu w zasadzie powraca do argumentów źródłowych. Cały problem polega na tym, że mówimy o graczach, którzy nie widzieli potrzeby płacić ale też nie chcieli samemu zainteresować się tematem...
"Dla mnie to trochę tak, jakbym miał komuś zapłacić, żeby się ze mną napił."
Może nie do końca trafine porównanie. Bardziej - cała grupa kumpli chce pić, ale nie ma komu polewać. I wtedy istotnie zatrudnia się do tego człowieka z zewnątrz. Nazywa się on "barman".
"Nie czuję klimatu zupełnie. Wręcz wogóle podnoszenie takiej dyskusji jest nie zrozumiałem i prezentuję żenujący obraz upadku i spaczenia polskiej sceny Rpgowej. Autor posta powinien zostać wykastrowany. Mało MG że wozi się was na sesje, żarcie i wódkę macie za free to jeszcze trza płacić??. Pogięło was panowanie poważnie."
Wow... Po prostu wow... Ale mnie takie słowa w wydaniu tego Pana (którego godności nie nadmienię, bo RODO) nie zaskakują, bo swoje skarłowacenie umysłowe pokazał już wielokrotnie, kiedy jeszcze miałem przejawy masochizmu i udzielałem się w facebookowej grupie o tworzeniu gier RPG. O zupełnym braku klasy świadczy fakt iż nawołuje do przemocy wobec autora wątku, który jedynie podniósł w innej grupie dyskusyjnej kwestie z oryginalnie usuniętego posta. Co więcej - autor wątku był raczej sceptyczny w stosunku do płacenia i podniósł kilka interesujących kwestii (cytat przytoczę poniżej)... Pomijam fakt, że płacenie za pracę jedzeniem i alkoholem trochę nie przystoi w XXI wieku.
"Jestem rozdarty pomiędzy obronę graczy, którzy po prostu szukają MG (inni już wyrazili swoje zdanie nie raz), a osoby broniące instytucji mistrza gry (zapłata za prowadzenie wydaje się nie taka głupia).Tylko teraz pytania:- czy atmosfera gry nie ucierpi na tym usługowym modelu?- czy gracze mogą zarządać zwrotu pieniędzy jak MG nie spełni ich oczekiwań? I czy MG może się bronić od decyzji graczy? - jaka stawka według osób proponujących płatny model jest uczciwa (od całej grupy)?"
Pytania jak najbardziej zasadne. Z tym, że w moim odczuciu sprowadzają się do jednej odpowiedzi - jak w każdej relacji biznesowej - wszystko zależy od uzgodnienia przed sesją MG. Nie wyobrażam sobie żeby przed płatną usługą gracze nie zweralizowali swoich oczekiwań, MG nie przedstawił swojej oferty - na podstawie tych rozmów dochodzi się do kompromisu i ustala stawkę. Wolny rynek w praktyce. Co do zaś "instytucji MG" - jak pisałem w moim wywodzie wyżej - to właśnie grupy szukające MG sprowadzają tę rolę do instytucji nadając jej jakieś dziwne właściwości i kompetencje.
Mógłbym tak jeszcze długo, tylko po co? Przekonanych bardziej już nie przekonam, bo ze smutkiem potakują czytając tę notkę. Tym, którzy się wzdrygają z obrzydzeniem na samą myśl o płaceniu MG, do rozsądku nie przemówię, nie pokażę drugiej strony monety. Zostawię natomiast wszystkich z ponurą refleksją na koniec... Kiedy podnosi się głosy "to zrujnuje środowisko RPGowe" należy zadać sobie pytanie jakiego środowiska w przyszłości chcemy. Czy takiego, gdzie z paczki kilku znajomych naturalnie wyłania się MG, bo ktoś w internecie zasugerował "skoro jest was kilku - czemu jeden z was nie poprowadzi?". Czy takiego, w którym MGom zakłada się kajdany obowiązku prowadzenia roszczeniowym typom nie kwapiącym się do wkładania wysiłku we własną rozrywkę?
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz